![]() |
#161 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 254
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 12 godz 56 min 34 s
|
![]()
Z forum kolejowego.
"Nieznana atrakcja Pomorza - JAR RADUNI pociągiem. Dobrych parę lat zbierałem się, by zobaczyć Jar Raduni. Wiecie jak to jest - gdy macie pod bokiem Gdańsk z całą masą atrakcji i całą resztę Trójmiasta, to atrakcje "w terenie" zostawiacie na później. Niesłusznie! Mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że zaledwie kilka kilometrów od morza są w Trójmieście wzniesienia powyżej 100 metrów (dosłownie więc "nad poziomem morza" ![]() Perełką Kaszub jest rzeka Radunia - która kończy się w Gdańsku efektowym kanałem w amsterdamskim stylu. Najciekawszy jej odcinek położony jest jednak między Somoninem a Żukowem, gdzie rzeka meandruje pomiędzy o wzgórzami, które czasami są o 40 metrów ponad lustrem wody. W ogóle nie podobne to do krajobrazu Pomorza, a przyrodnicy wskazują tu na całe mnóstwo roślin, które są typowe dla terenów podgórskich! Do Jaru najłatwiej się dostać właśnie dojeżdżając do niego po linii kolejowej nr 201. Dla laików wygląda to tak: w Gdańsku Wrzeszczu, albo w Gdyni wybieramy pociąg w kierunku Kościerzyny, wysiadając w Borkowie lub w Babim Dole. Ostatecznie możemy też wsiąść do pociągu jadącego z Gdańska do Kartuz przez tzw. Bajpas Kartuski (a więc w taki omijający Lotnisko) i wysiąść w Żukowie Wschodnim. Wówczas będziemy bardzo blisko niezwykle efektownego Mostu w Rutkach - również na Raduni. Od jesieni po tym moście odbywa się normalny ruch pociągów, a za kilka tygodni cały ruch kolejowy z Gdańska do Kartuz pójdzie właśnie po tym moście. Ale UWAGA. To ostatni moment by w taki sposób zobaczyć JAR RADUNI, albowiem od 1 lipca na linię 201, przygotowaną już do modernizacji (co widać na zdjęciach) wchodzą ekipy budowlane, które zamontują tu drugi tor i sieć trakcyjną. Ma to pozwolić, za kilka lat, na dojazd pociągiem elektrycznym i do Kartuz i do Kościerzyny. To oznacza prawdziwą rewolucję w przemieszczaniu się. Niestety, stacje Babi Dół i Borkowo nie będą obsługiwane pociągami, lecz komunikacją zastępczą. W dodatku, po elektryfikacji linii i budowy jej częściowo w nowym śladzie, prawdopodobnie znikną pociągi Kościerzyna - Gdynia/Gdańsk Wrzeszcz i osobne Kartuzy - Gdańsk Wrzeszcz i pojawi się jedna, połączona relacja Gdynia/Gdańsk Wrzeszcz - Kartuzy - Kościerzyna. To prawdopodobnie oznacza brak obsługi peronu Babi Dół - najbliższego JAROWI, nawet po powrocie pociągów za kilka lat. Wówczas kolejowy dostęp do mało znanej atrakcji będzie możliwy ze stacji i przystanków nieco bardziej oddalonych. Czy to źle? Dla tych nielicznych turystów, którzy chcieliby zobaczyć JAR - owszem. Jednak Babi Dół to jedna z tych leśnych stacji, gdzie pasażerów w ciągu dnia można policzyć na palcach jednej ręki. Jest tu bowiem tylko dworzec, dom oraz budynek gospodarczy. I długo, długo nic... Jest to więc miejsce niezwykle klimatyczne, ale wydaje mi się, że nowy przebieg linii przez Kaszuby przysłuży się dla wzrostu podróżnych bardziej... Kto chce wysiąść w Babim Dole - musi się więc pospieszyć!"
__________________
Jam nie Babinicz... |
![]() |
![]() |
![]() |
#162 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 254
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 12 godz 56 min 34 s
|
![]()
To jest wykonanie perfekcyjne.
Jakieś 45 lat temu dowiedziałem się o tym utworze z... nut. Nuty zapisane były w zeszycie J. Powroźniaka pt. Mistrzowskie utwory gitarowe. Dwa lata wcześniej, pod wpływem impulsu, zapragnąłem nie mając gitary, nauczyć się gry na gitarze. Nie tak ogniskowo, tylko profi. Prawie profi, to znaczyło - grać z nut. Profi - grać jak z nut. Po trzech latach codziennej nauki własnej (najpierw na sucho, potem na pożyczonej gitarze, w końcu na pierwszej własnej), po 7/8h dziennie, doszedłem do wniosku, że gówno z tego będzie. Nigdy nie będę profi mimo, że już grałem (ćwiczyłem) z nut a "Wspomnienie z Alhambry", które "nauczyłem" się grać ze wspomnianego zeszytu - kosztowało mnie rok pracy. Wykonanie było złe, o tym wiedziałem. Przekonałem się o tym dobitnie dobre 20 lat później, kiedy pierwszy raz ten utwór usłyszałem "na żywo". Wcześniej nie było okazji. W czasach komuny ustrzelić wykonanie klasyczne (na gitarze) w radio, wymagało śledzenia wszystkich stacji na okrągło. Raz na m-c coś się trafiło. Wtedy szybko starałem się odpalić kaseciak Grundiga, by nagrać dany utwór. Nagrać i słuchać potem te szumy bez końca. Po rzeczonych trzech latach własnej drogi nauki, porzuciłem granie klasyczne, na rzecz ogniskowego, później porzuciłem w ogóle na wiele lat. Przyszedł ten czas jednakowoż, z początkiem wieku dwudziestego, kiedy wróciłem do gry. Wróciłem, bo dostałem jeden z ostatnich wypusków defila. Dostałem od wnuczka pani prezes (ostatniej) tej firmy. To była(i jest) straszna tandeta tak nawiasem. Ale nie o tym. Dwa lata temu postanowiłem wrócić do klasycznego grania. Kupiłem sobie yamachę 30M, do nauki w sam raz i nuty. Nie kupował bym zbioru 50-ciu najwybitniejszych klasyków gitarowych, gdyby w pomroku przeprowadzek Strażnik Domowy postanowiła zutylizować potajemnie wszystkie moje, posiadane gitarowe materiały. Było tego naprawdę sporo. Wszystkie zeszyty Powroźniaka, jego materiały do nauki gry od szkoły, po Studium techniki gitarowej oraz Studium wyższej techniki gitarowej, zbiory etiud innych autorów, transkrypcji... Warte to na dzisiejsze nasze grubo ponad 1000zł. Ale niech będzie. W poczuciu winy Strażnik Domowy zaakceptowała powrót do fanaberii tym bardziej, że oczekiwania wnuków były zbieżne. mają one (wnuki) już też swoje instrumenty. Kacper w wersji 1/2, Marysia - 3/4. Ja tymczasem półtora roku temu wymyśliłem sobie, że wrócę do "Wspomnienia". By się lepiej zdopingować do nauki/powtórki, obiecałem sobie wykon utworu na 50-tych urodzinach Karpika. Poznaliśmy się na afgańskiej wyrypie, zrealizowaliśmy wspólnie Grąbczewskiego, jakoś razem trwamy w szorstkiej przyjaźni od 15 lat. Notabene z dniem startu turdefrancy, 15 lat temu równo (w sensie 30 czerwca w nocy) odpaliłem Elwoodem z przyczepką wrotki na wschód. Trza to jakoś będzie obejść... ![]() Wtedy też wiozłem gitarę ale z liedla, za 120zł. ![]() Najpierw wiozłem... Potem... ![]() ...niosłem, by... ![]() ...umilać sobie mnóstwo wolnego czasu, którym na grę dysponowałem wtedy. No dobra... Co z tym "Wspomnieniem"? Ano Karpik obchodzi urodziny 23.06 i po pół roku przypominania sobie i min. 1h ćwiczeń dziennie, mu ten utwór na rzeczone nieporadnie zagrałem. Tym niemniej, by grać mniej nieporadnie, od tej 50-tki do dzisiaj poświęcam Wspomnieniu min. kwadrans o poranku (wieczorem i ze 30 min.) i postęp widać. No więc dzisiaj o 6.30 klasycznie wziąłem (akurat klasyczną 20-letnią Esteve nr 1) do ręki i sobie brzdąkam owe Wspomnie, kiedy nagle... Cdn.
__________________
Jam nie Babinicz... |
![]() |
![]() |
![]() |
#163 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2008
Miasto: Okuninka latom, a Biala Podlaska zimom.
Posty: 547
Motocykl: R1100GS
Przebieg: :dupa:
![]() Online: 2 miesiące 3 tygodni 6 dni 13 godz 6 min 7 s
|
![]()
P.S. do Ella wyżej:
Karpiku, rybo słodka(wodna): wsiewo haroszewo! Szto by dziengi byli i uj balszoj stajał! Zdrowia! :- )
__________________
https://www.youtube.com/watch?v=-8uedG1fs2Q |
![]() |
![]() |
![]() |
#164 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 254
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 12 godz 56 min 34 s
|
![]()
Podesłałem mu linka
![]() No więc sobie gram z rana i nagle skojarzyłem, skąd Ty ten utwór Elwood. Strażnik Domowy się krząta w kuchni, jak odkładam gitarę z pytaniem? - Czy aby to nie urodziny Karpika dzisiaj?! No tak, pada z kuchni. - No to dzwonię! No gdzie o takiej porze?! - Będę pierwszy! Ja nie pamiętam urodzin swoich bliskich poza tymi, których urodziny kończą się w styczniu. Jak moje i Strażnika oraz mamy i dwóch zacnych kolegów. Na resztę działa pewien system ale ten z kolei, tylko do pierwszej połowy roku sięga. Karpik zawsze o moich pamiętał i zawsze miał "pretensje", że ja nie pamiętam jego. Po kolejnej przypominajce rzucił w eter: - 32 czerwca kurwa! I tę datę zapamiętałem! No i zapamiętałem, z jakiej okazji ponownie nauczyłem się grać Wspomnienie z Alhambry i idzie mi to coraz lepiej. Poniżej inne wykonanie, drugiego z najwybitniejszych, dzisiejszych klasyków gitary. Jest kilka wersji "palcowania" lewej ręki. Kiedyś grałem wersję Williamsa (spokojnie zagram ją też dzisiaj). Istotna jest technika prawej - tremolo. Jak za pół roku opanuję Adagio Sostenuto (Sonata Księżycowa) - utwór którym otwieram pierwszą stronę wątku, to wezmę na tapetę: Dla mnie bardzo się podoba.
__________________
Jam nie Babinicz... |
![]() |
![]() |
![]() |
#165 |
Fazi przez Zet
![]() Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Berlin
Posty: 6,079
Motocykl: RD07
Przebieg: ∞
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 10 miesiące 4 dni 16 godz 36 min 7 s
|
![]()
Kwiecień 2010. Żyje spokojnie, grzecznie, studia lecą, kumpli mam bardzo hmmm stacjonarnych. Roboty dom, robota, dom urlop na Teneryfie. Z nacka Pisze do mnie forumowy Mucha :
"Elwood potrzebuje wizy do Afganistanu a w Berlinie jest taka ambasada" I się zaczęło.... Forumowy Elwood był dla mnie gościem w kapeluszu , długimi wlosami , płaszczu, z gitarą pod pachą , nie pijący alkoholu. Czasami zajara sobie dla humoru. Spotkaliśmy się pod kirgiska ambasada w Berlinie. I się zaczęło...
__________________
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego czego nie zrobiłeś, niż tego co zrobiłeś. |
![]() |
![]() |
![]() |
#166 |
Administrator
![]() Zarejestrowany: Oct 2007
Miasto: Otwock ale chętnie na Śląsk bym wrócił
Posty: 5,205
Motocykl: RD37A (Hybryda), dwie ramy RD03 w zapasie
Przebieg: ojojoj
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 5 dni 19 godz 46 min 14 s
|
![]()
Tyle lat na forum jestem a nie umiem skojarzyć czy widziałem się z Elwoodem... masakra jakaś :hah2:
__________________
Ramires "A friend is an enemy who hasn't attacked yet" - Phuthedi.M |
![]() |
![]() |
![]() |
#167 | |
gsm: 512242193
![]() Zarejestrowany: Jul 2006
Miasto: Rzuchów
Posty: 5,322
Motocykl: RD11a
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 4 miesiące 4 tygodni 1 dzień 2 godz 28 min 11 s
|
![]() Cytat:
![]() ![]()
__________________
![]() ![]() |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#168 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2008
Miasto: Okuninka latom, a Biala Podlaska zimom.
Posty: 547
Motocykl: R1100GS
Przebieg: :dupa:
![]() Online: 2 miesiące 3 tygodni 6 dni 13 godz 6 min 7 s
|
![]()
Kurwa, Panowie macie rację: też wydaje mi się, że Go poznałem... ale, tak jakby nie..?
Widywałem Go na Biesowisku - ale potem mi znikał... Bywał w pewnej dziupli w wielkim drzewie i tam wypiliśmy trochę wiśniówki za spotkanie, które miało nastąpić u Krysi za chwilę. Całe szczęście, że miałem na szyi taki mały "dzbanuszek" na miód. Bo, przyjechali "kałboje i kałbojki" na swoich 4-ro nogich maszynach i zapragneli coś wypić. Więc w ramach naszej podlaskiej (na uchodźstwie) solidarności użyczyłem Im owego i wspólnie wykorzystaliśmy tego potencjał. Ela nie widzę. Dobra: słyszę Go (jeszcze) - czyta pismo święte...o kurwa: będzie teraz bogobojnym alkoholikiem ![]() Z całej opresji wyprowadzili mnie chłopaki (nie pamiętam z skąd - ale Ci co jechali gdzieś na wschód i z Ich relacji z parudziesięciu koni mech. Ich samochodu większość biegła obok... O Saszy, Griszy i Nataszy... nie wspomnę - ponieważ jestem kulturalny i o kurestwie nie piszę...). O tym jak dotykali je na ekranie projektora.. .też nie wspomnę - a w tym podnieceniu próbowali zmieniać strony waląc paluchami w płócienny ekran... co robili drugą ręką nie wiem... na pewno nie jedli zajebistych pierogów Krysi, bo cały czas (poza spektakularnym wystąpieniem - po którym nic już nie było takie samo...) pili piwo prosto z nalewaka. (co można uznać za pewne osiągnięcie... bo to trzeba mieć 'przepust' żeby to połykać. Szacuneczek. Kiedyś, znikający Ell postanowił zabrać mnie ze sobą... A było to tak: wcześniej na Biesowisku zarzucił zanętę: idziemy zdobywać wąwóz. Wąwóz to taka zajebista koleina, strasznie stroma i jednopasmowa (znaczy się, że nie można zawrócić ; blisko domu Krysi ![]() ![]() Dobrze, wróciliśmy. Ale po pewnym czasie, Elldorado zarzucił tekst: czy może ja mała Muszka zmierzę się z zajebistym podjazdem? Całe szczęście, że nie byłem na tyle pijany, żeby się zgodzić. Ale chętnie zgodziłem się na wspólną wyprawę podczas której Ell pokaże mi swój kunszt prowadzenia pojazdów 4-kołowych nabytych podczas wielokrotnych wypraw w pizdu. No i za którymś tam razem dotarł nawet do połowy góry, ale cofając utknęliśmy w błocie, które tam skumulowało się zanim zdarzyliśmy się odlać... dziwne te Bieszczady... ![]() Wierząc w Niego, nie ziołem nawet flaszki, a co dopiero latarki... On, wierząc we własne siły (cienki bolek...) też nic nie wziął. Ciemno jak w dupie. Mówię: zapierdalamy na piechotę, a auto traktorem ściągniemy jutro.... cały czas mi impreza u Krysi w głowie,itd. .... a ten obieżyświat - ni chujca: na wspominki Mu się zebrało, że pogadamy sobie od serca, itd, Dobra, gadamy. I wtedy pojawił się Pastor z latarką - nie bał się niedźwiedzi ani wilków... Zaraz po powrocie do bazy po raz kolejny straciłem z oczu Ella...
__________________
https://www.youtube.com/watch?v=-8uedG1fs2Q |
![]() |
![]() |
![]() |
#169 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 254
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 12 godz 56 min 34 s
|
![]()
"Kurwa, Panowie macie rację: też wydaje mi się, że Go poznałem... ale, tak jakby nie..?
Widywałem Go na Biesowisku - ale potem mi znikał... Bywał w pewnej dziupli w wielkim drzewie i tam wypiliśmy trochę wiśniówki za spotkanie, które miało nastąpić u Krysi za chwilę. Całe szczęście, że miałem na szyi taki mały "dzbanuszek" na miód. Bo, przyjechali "kałboje i kałbojki" na swoich 4-ro nogich maszynach i zapragneli coś wypić. Więc w ramach naszej podlaskiej (na uchodźstwie) solidarności użyczyłem Im owego i wspólnie wykorzystaliśmy tego potencjał. Ela nie widzę. Dobra: słyszę Go (jeszcze) - czyta pismo święte...o kurwa: będzie teraz bogobojnym alkoholikiem ![]() Z całej opresji wyprowadzili mnie chłopaki (nie pamiętam z skąd - ale Ci co jechali gdzieś na wschód i z Ich relacji z parudziesięciu koni mech. Ich samochodu większość biegła obok... O Saszy, Griszy i Nataszy... nie wspomnę - ponieważ jestem kulturalny i o kurestwie nie piszę...). O tym jak dotykali je na ekranie projektora.. .też nie wspomnę - a w tym podnieceniu próbowali zmieniać strony waląc paluchami w płócienny ekran... co robili drugą ręką nie wiem... na pewno nie jedli zajebistych pierogów Krysi, bo cały czas (poza spektakularnym wystąpieniem - po którym nic już nie było takie samo...) pili piwo prosto z nalewaka. (co można uznać za pewne osiągnięcie... bo to trzeba mieć 'przepust' żeby to połykać. Szacuneczek. Kiedyś, znikający Ell postanowił zabrać mnie ze sobą... A było to tak: wcześniej na Biesowisku zarzucił zanętę: idziemy zdobywać wąwóz. Wąwóz to taka zajebista koleina, strasznie stroma i jednopasmowa (znaczy się, że nie można zawrócić ; blisko domu Krysi ![]() ![]() Dobrze, wróciliśmy. Ale po pewnym czasie, Elldorado zarzucił tekst: czy może ja mała Muszka zmierzę się z zajebistym podjazdem? Całe szczęście, że nie byłem na tyle pijany, żeby się zgodzić. Ale chętnie zgodziłem się na wspólną wyprawę podczas której Ell pokaże mi swój kunszt prowadzenia pojazdów 4-kołowych nabytych podczas wielokrotnych wypraw w pizdu. No i za którymś tam razem dotarł nawet do połowy góry, ale cofając utknęliśmy w błocie, które tam skumulowało się zanim zdarzyliśmy się odlać... dziwne te Bieszczady... ![]() Wierząc w Niego, nie ziołem nawet flaszki, a co dopiero latarki... On, wierząc we własne siły (cienki bolek...) też nic nie wziął. Ciemno jak w dupie. Mówię: zapierdalamy na piechotę, a auto traktorem ściągniemy jutro.... cały czas mi impreza u Krysi w głowie,itd. .... a ten obieżyświat - ni chujca: na wspominki Mu się zebrało, że pogadamy sobie od serca, itd, Dobra, gadamy. I wtedy pojawił się Pastor z latarką - nie bał się niedźwiedzi ani wilków... Zaraz po powrocie do bazy po raz kolejny straciłem z oczu Ella..." ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------ No i teraz Mucha nie siada! Włączyłem tryb aj (udoskonalona wersja AI) i aj mi mówi: - Więcej spacji kurwa! Będą spacje, będzie git! Bo ma być git i "ch...j"! Muszko, na pewno było ciemno jak w dupie a my na koniec imprezy wybraliśmy najbardziej bezpieczną opcję zjechania (nie wjechania) wąwozem, opuszczając imprezę ogniskową na Wierchach ostatni. Nie utknęliśmy w wąwozie tylko na gliniastej łące tuż przed wąwozem już w granicy lasu. I to, co było najbardziej genialne w tej sytuacji to fakt, że w zasadzie nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i nie mieliśmy zasięgu. Widoczność była "słuchowa", bo nie mieliśmy żadnego źródła światła, do tego sama toyota też była czarna. Wiec poza autem (w sensie w środku jego przy włączonym oświetleniu kabiny) było widać tylko ciemność, o której się nawet w Seksmisji nie śniło. Noc była tak czarna jak sumienie faszysty! Mówiłem więc do Ciebie: siedź w aucie i nigdzie się nie ruszaj, zanim wejdę na najbliższe drzewo, by znaleźć zasięg. Opowiem Ci historię - dlaczemu... Jeden z moich dawnych kolegów... baaardzo dawnych; przy okazji serdecznie pozdrawiam... No właśnie... Miał takie fantastyczne imię... Nie Wieńczysław, bo ten był Nieszczególny ale też na "W". Coś jak Światowid, Namysław, Myślibór, Świętopełki... Cholera Jasna! Zapomniałem ale... historii nie ![]() No więc mój kolega z początkiem lat 90-tych udał się na Madagaskar. Prawdopodobnie udał się celem zwiedzania przy okazji ale nie o tym. O tym, że spotkały go na Madagaskarze dwie niespodzianki. Najpierw szybko o pierwszej. Otóż, lądując po południu w jakiejś zapadłej wiosce z dala od cywilizacji, gdzie już nawet małpy dupami nie szczekają próbował się z porozumieć z tubylcami, celem zgody na przenocowanie. Aaaa!!! Wenancjusz! Wenancjusz zatem próbował się porozumieć i za cholerę jasną nie szło. W końcu sfrasobliwiony rzucił głośniej w eter swojskie: kurwa mać! Wtedy stał się cud. W jednym z szałasów odsunęły się "słomiane" drzwi i z wnętrza wysunęła, czarna jak smoła głowa, jedyna z przyciętymi włosami. - Kurwa mać?! ![]() - Kurwa mać. O kurwa... Skąd u ciebie kurwa mać? - U mnie ze studiów politechnika gdańska. Okazało się, że to niedoszły jeszcze absolwent PG, któren to wizytuje w czasie wolnym rodzinne strony. Historia właściwa. Pod wieczór Wnenancjuszowi zaczęło się "burczeć w brzuchu" więc na szybko pobiegł w lokalne krzaki. Te lokalne krzaki, to po prostu ściana lasu. Atak żółtej "febry" był nagły więc czasu na szukanie nie było za wiele, no i przede wszystkim nie na ścieżce. Wsunął się więc w tę ścianę na kilka metrów, trochę zakręcił moszcząc teren pod i tak... zastała go noc. Wystarczyło 5 minut, by zapadła ciemność najprawdziwsza z ciemności. Przy tej szerokości geograficznej słońce nie zachodzi. Słońce spada. Wenancjusz stracił całkowicie orientację. Na szczęście nie zdrowy rozsądek. Przez kilka minut nasłuchiwał ale to nic nie dało. Kompletnie nie miał świadomości, w którą stronę jest wioska, bo zakręcił się kilka razy. Co więc zrobił? Tak... zaczął nawoływać. Nie panikował, miał przygotowany wariant zastępczy czyli stać w tym miejscu do rana. Na szczęście nawoływania usłyszano i Wenancjusza uratowano ![]() Ta jego przygoda zapadła mi głęboko w pamięci. Wenancjusz (mówiliśmy do niego... Danek - nie przypominam sobie pochodzenia), to w ogóle ciekawa historia. Starszy ode mnie o kilka lat. Poznaliśmy się na obozie wędrownym. On był studentem po I-szym roku i naszym opiekunem a ja uczestnikiem tegoż, będąc absolwentem drugiej klasy technikum (lub trzeciej). Zatem wiekowo nie jakaś przepaść ale wtedy te trzy/cztery lat różnicy robiły sporą jakość. Nie wiem, czy Grzesiek tu zagląda (Stopa)ale to z nim zaliczyłem transsyberyjską kolej w połowie lat 80-tych, zrywając się z "autoryzowanej" wycieczki z Harcturu do Irkucka. W sumie to przez niego i przeze mnie, pani Mucha odleciała własnie z ministerstwa edukacji a pani Nowacka dostanie zawału. Bo to się w pale nie mieści, w jakim trybie Wenancjusz wychowywał sobie młodzież na obozach. Na tym naszym pierwszym, już drugiego dnia postawił wszystkim... piwo i pozwolił sobie. Następnie zaprosił do gry w pokera podekscytowaną młodzież i... ograł ją do zera. Mnie nie miał akurat z czego, mnie poza tym jeszcze piwo nie smakowało. Przyglądałem się temu spektaklowi coraz bardziej zdumiony. Przegranym szczeny poopadały. Do końca obozu nie było zatem żadnych wybryków, tylko wielokilometrowe marsze (to były górskie obozy wędrowne), z reguły od szkoły do szkoły gdzie Uniwerek Gdański wcześniej załatwiał nam nocleg (wszyscy uczestnicy, byli dziećmi pedagogów uczelni). Z wygranej puli od czasu do czasu Wenancjusz stawiał wszystkim... lody. Po dwóch tygodniach byliśmy zwartą grupą (w samej grupie różnica wieku dochodziła do dwóch lat), nie było żadnych niesnasek. Młodsi (ja np.) nabierali pewności siebie, starsi odnosili się do nas po przyjacielsku. To było naprawdę super. Co ciekawe, nikogo nie interesowało, co Wenancjusz zrobi z pieniędzmi z wygranej. One były po prostu w dobrych rękach. Tymczasem... Mucha grzecznie przysiadł w aucie a ja znajdując zasięg zadzwoniłem do bazy. Pastora nie pamiętam ale pamiętam Mario. Na hasło: jak nas szukać, powiedziałem: - Znajdziecie nas idąc od ogniska po wyżłobionych śladach opon. I tak nas ekipa znalazła ![]() Toyota została, gdzie została i potem Mateusz ze Staszkiem ściągnęli ją ciągnikiem do bazy. Z tego co pamiętam, to chyba wtedy jedna z ekip ratowniczych a dokładniej autor pierwszej Traktoriady (Ameryka Płd.) wbił się Landkiem w stodołę Kazi i też utknął. Tak... To były piękne czasy. Byłem wtedy zwykłym, nienormalnym człowiekiem. Dzisiaj - nikim. Prawie wariatem. Na ostatniej imprezie usłyszałem sam siebie i powiedziałem: DOŚĆ.
__________________
Jam nie Babinicz... |
![]() |
![]() |
![]() |
#170 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 254
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 3 dni 12 godz 56 min 34 s
|
![]()
To już bez znaczenia.
Na forum spędzę trochę czasu ale najdalej do końca lata. Potem będę miał już inne zagadnienia na głowie. Nie planuję udziału w jakichkolwiek imprezach towarzyskich o szerszym charakterze. W mniejszym również nie za bardzo, w sensie "podróżniczym" bo i ten wagonik mi się odczepił. Niestety... przestałem siebie lubić, co dopiero otoczenie ![]() Tymczasem... Lublin parkuje już w nowym, podwórkowym otoczeniu i bardzo przyjaźnie znaczy nowy dla niego teren. W Lublinie w niedzielę wieczorem wylądowała kosa. Ma co najmniej 50 lat. Ostrze nie sygnowane, kosisko sfatygowane z ułamanym chwytem. Przeleżała kosa na działce kumpla wiele lat z ostrzem zabezpieczonym gazą, potem flanelową koszulą i ponownie gazą. ![]() ![]() Wykonuję nią kilka ruchów. Dla człowieka wychowanego na miotle i ściągaczce do wody, zwłaszcza tej drugiej przez ostanie lata, którą zbieram wstępnie miał po szlifowaniu i często takim kolistym ruchem, jak kosą - technika intuicyjnie nie jest obcą. Ja mam ją, jakby we krwi poza tym. Czeka mnie jedna z ostatnich przeprowadzek.
__________________
Jam nie Babinicz... |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Historia pewnego pomysłu czyli zapraszamy na Letni Zlot FAT 2013 | Mat | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 53 | 19.04.2013 08:15 |