No właśnie u mnie było tak......
Pierwsze w życiu jazdy to były na niebieskim komarku z biegami ręcznymi. Po kilku latach kumpel miał WSK-kę, a ja nic, a coś chciałem mieć. W wieku 16 lat zarobiłem pierwszą swoją większą kasę( z odpadów w stolarni zbudowałem 100 taboretów, zajęło mi to całą zimę, popołudniami, wieczorami). Taborety spieniężyłem i za zarobione pieniądze MZ ETZ 250 kupiłem, też niebieską.
Kupiłem wbrew woli ojca, więc miałem przerąbane, miałem zakaz zbliżania się do motonoga, więc działałem pod przykrywką nocy. Coś w stylu "wiejski ghost rider". Np. w sobotę kładłem się grzecznie spać, budziłem się o 2 w nocy, po cichu na palcach, wypychałem MZ-kę z piwnicy, prowadziłem ze 200 metrów od chałupy, odpalałem i jazda po okolicy. Zawsze pod wschodem słońca wracałem cichutko do domu. Zawsze byłem niewyspany, ale usatysfakcjonowany Żałuje tylko, że musiałem ją sprzedać, ale na pocieszenie teraz mam to czego nie miałem za młodu a zawsze chciałem mieć....WSK 125 dwuramówkę. Zapach dwusuwa z epoki to jest to.
Online: 7 miesiące 1 tydzień 6 dni 18 godz 51 min 37 s
Na pewno miłośnikiem 250-ki nie jestem. Kupiłem ją za kasę z pierwszej pracy na odlewni żeliwa. Ledwo do domu dojechałem i po tygodniu kręcenia się po okolicy rozebrałem silnik. Regeneracja układu korbowo-tłokowego i porządne docieranie przyniosły bardzo dobry efekt. Nigdy nie byłem drugi. Trochę walczyłem z regulatorem napięcia i finalnie dopiero wymiana na RNA-1 z dużego fiata pomogło zapanować nad nadmiarem elektronów. Zapach dwusuwa charakterystyczny i nie przepadam za nim, ale dźwięk mz-ki jest
Robiło się różne figury na tym motorze, również z dziewczynami
Po wojsku sprzedałem bez żalu, bo moim zdaniem zbyt dużo paliła powyżej stówy.