![]() |
|
![]() |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
|
![]() ![]() 37.Lagadin-Shkoder 24.07 118442-118703/269 Jest dosyć wcześnie. Rześkie powietrze napawa optymizmem. Kręcimy się po pokoju zbierając wszelkie bambetle do bagażu i sprzątając po sobie. Znów zapakowany po uszy motocykl zostawiamy na terenie willi i idziemy obok na śniadanie, żeby wydać resztę macedońskiej waluty. ![]() ![]() Nie do końca się udaje, więc na stacji benzynowej u wylotu z Ochrydy, zamieniamy to co zostało na benzynę. Granica Macedońsko-Albańska to formalność i trwa kilka minut. Jesteśmy w Albanii. Tą krainę kontrastów do tej pory przejeżdżaliśmy zawsze wybrzeżem. Nadszedł czas na góry w głębi kraju. Odcinek drogi E-852 łączący Macedonię ze stolicą Albanii to właściwie nieprzerwane pasmo zakrętów dobrym asfaltem. Jadąc tą drogą, nie raz można zobaczyć przepaść po prawej i po lewej stronie drogi jednocześnie i jadąc po samej grani oglądać inne szczyty z góry. Przedtem spotykamy pierwszego miejscowego. ![]() ![]() ![]() ![]() Zakręty, widoki i zakręty. Fetysz albański, bunkry: https://lh3.googleusercontent.com/-G...0803.JPG?gl=PL Ludzie tutaj jeżdżą czym się da. Targ przy drodze. Jakiś inżynier postawił słupy wysokiego napięcia na środku jeziora albo jezioro powstało z zaskoczenia. Stara fabryka straszy pustką. Tędy jeździł pociąg do fabryki. Znów zakręty. Ludzie są tu przyjaźnie nastawieni do obcych. Sklep A tutaj swój człowiek, tyle że bez silnika. Zatrzymujemy się na opuszczonej stacji benzynowej. W środku, za szkłem stoi pół samochodu. Jedziemy dalej przez większe i mniejsze miejscowości. Zaczynają się znów góry. Fabryka "z lotu ptaka" Jesteśmy coraz wyżej. Dzieci robią tutaj wszystko to co dorośli i nie ma taryfy ulgowej. Kontrasty. Dopiero przed Tiraną droga się wypłaszcza i cywilizuje. W mieście sprawnie pokonujemy kilka zatorów, trochę zapchanych skrzyżowań i szerokich ulic szczelnie wypchanych Mercedesami. W korku można zobaczyć takie widoki. To już przedmieścia. Zaczyna się chmurzyć. Za Tiraną wypadek i wielokilometrowy korek. Każdy musi popatrzeć. Kiedy rozpadało sie na dobre, zjeżdżamy z autostrady i zatrzymujemy się na stacji benzynowej chcąc przeczekać nawałnicę. Autostrada sama w sobie wymaga uwagi i kilku oddzielnych słów. Owszem, jest to dwupasmówka bez dziur i innych szykan, za to niczym oddzielny ekosystem żyje własnym życiem chyba niezależnie od reszty kraju. Można tu spotkać ciężarówki zapchane po niebo towarem przykrytym łopoczącym od pędu brezentem, Mercedesy z każdego praktycznie rocznika, dymiące traktory, najszybsze na świecie BMW z lat 80-tych z zapadniętym zawieszeniem i blacharką w kolorach tęczy. Po brzegi wypchane autokary pędzące ku swojemu przeznaczeniu i wystraszonego psa z wprawą kluczącego między rozpędzonymi pojazdami. Rzadkością nie są też osiołki ciągnące wozy z różnym dobrem, dziecko popędzające krowę poboczem, na którym siedzi sprzedawca arbuzów albo ktoś w rodzaju szefa kuchni oferującego mięso lub kukurydzę, opiekane na wypalonej żarem kłodzie. Dym spalin i pieczonej baraniny miesza się z zapachem benzyny z przydrożnych stacji usytuowanych co kilka kilometrów nawet pośrodku niczego. Całego tego folkloru pilnuje armia wąsatych policjantów z radarami zatrzymujących podróżnych według swojego własnego tajnego klucza. To nasze miejsce. Tu jest jeszcze lepiej niż w Stambule… Jesteśmy u siebie. Jak pisałem, gdzieś za Tiraną dzieje się dziwna rzecz. Po raz pierwszy od wyjazdu nie licząc Kaukazu, pada. Pada tak intensywnie, że zatrzymujemy się na nowo budowanej stacji benzynowej żeby to urwanie chmury przeczekać. Po kilkunastu minutach ulewa nieco traci na intensywności a my zamiast założyć odpowiednie ciuchy, jedziemy dalej po swojemu. W taki to oto sposób, ociekając wodą i błotem spod kół samochodów, dojeżdżamy do znanego nam już hoteliku na przedmieściach Shkoder.
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
|
![]() ![]() Hotel, mimo że nie wygląda jakoś wyśmienicie, ma niezwykłe właściwości. W zasadzie ile by się nie miało pieniędzy, zawsze da się tu przespać i najeść. Dziś mam przy sobie 30$ i tyle ostatecznie kosztuje nas pokój z telewizorem, lodówką, klimatyzacją i widokiem na rzekę Buna wpadającą do jeziora Shkoderskiego. ![]() Za bilon Euro i resztki dolarów mamy w restauracji na pierwszym piętrze stół zastawiony dwiema wielkimi pizzami, sosami do nich i zimnymi napojami. To wszystko na migi uzgodnił z nami sam szef kuchni na polecenie szefa hotelu. Sami szefowie a klimat jak w domu. Próbuje nas zagaić w swoim języku młody żylasty i nie za wysoki jegomość ale oczywiście ustaliliśmy tylko że Albania jest OK. To mu wystarcza chyba, bo siada wśród swoich kamratów podobnych jak bracia syjamscy. Tylko wystająca spod cienkiej kurtki kabura wypełniona oksydowanym pistoletem świadczy o ważności lub sprycie życiowym tego człowieka. Po dziś dzień nie wiem czy to policjant tajny, czy człowiek miejscowego gangu. W zasadzie przecież nie można wszystkich napotkanych ludzi pytać o ich zawód z ciekawości. Ważne, że czujemy się zupełnie bezpiecznie w tym doborowym towarzystwie. Po kolacji, że jest jeszcze jasno, idziemy wypatrzeć coś w mieście. W twierdzy Rozafat dominującej nad miastem już kiedyś byliśmy, więc omijamy. ![]() W centrum nabieramy do kieszeni trochę pieniędzy z bankomatu i idziemy na główną ulicę pełną kawiarenek, restauracyjek i pubów. Każde miejsce zaprasza do siebie na kawę czy coś do przekąszenia za pomocą uprzejmego człowieka o specyficznym ubraniu. Wybieramy stolik gdzieś po środku ulicy, wydajemy trochę na różne napoje i odpocząwszy idziemy dalej. Miasto to jest esencją Albanii. Bieda i brud miesza się tu z bogactwem i przepychem. Zrujnowane budynki przeplatają się z nowoczesnymi apartamentowcami a meczet stoi w bezpośredniej bliskości kościoła chrześcijańskiego przy rondzie nazwanym Placem Wolności. Kobiety w zależności od swojej woli albo wyznania chodzą na w pół nagie odsłaniając co się da albo skrywają swoje wdzięki pod szczelną zasłoną sukien po kostki i w chustach zakrywających włosy i szyję. Zewsząd bije tolerancja i swoboda. Ludzie są przyjaźnie nastawieni do siebie... ...bose dzieci grające starą piłką do bramki z drzwi wejściowych tuż przy ulicy. Wcale nie narzucają się nikomu jak to czytałem dawno temu w Necie. Bieda miesza się z bogactwem. Pojazd policyjny. Plac wolności. Dowód na tolerancję religijną Albańczyków. Centrum jest uporządkowane. W miarę oddalania się od niego, wszystko staje się inne. Zaczyna się ściemniać, więc wracamy. Wracając idziemy do starego, drewnianego mostu, teraz czynnego tylko dla pieszych a jeszcze dwa lata temu służącemu za przeprawę przez rzekę Buna w kierunku Czarnogóry albo odwrotnie. Jest tak wąski że mieścił się tam tylko jeden samochód w jedną stronę. Można było długo czekać na swoja kolej. W Shkoder się wciąż inwestuje. Teraz opodal starego mostu zakończono nową inwestycję. Szeroki na dwa pasy z gładkim jak stół asfaltem i z wyświetlaną tablicą informacyjną, stoi nowy most. Przy moście na skwerze stoi kilka starych samochodów a w nich kierowcy. Jeden wysiada i uprzejmie zaprasza do środka. To taksówkarze bez licencji. Pewnie coś w rodzaju cierpiarzy spod Dworca Centralnego w Warszawie. \ Grzecznie, ale stanowczo i z uśmiechem odmawiamy i idziemy dalej. Gdyby nie późna pora, na pewno dalibyśmy się obwieźć po wszelkich zakamarkach miasta. Teraz nic nie zobaczymy. Kiedy jest ciemno miasto nabiera zupełnie innego charakteru. Zapachy gotowanego czy smażonego mięsa obwoźnych sprzedawców gdzieś ulatniają się, samochody przestają dymić, słychać cykady przekrzykujące muzykę z pubów i dyskoteki a śmieci znikają w ciemności. Pozorny chaos zamienia się miejscem ze spokojem i względną ciszą przerywaną szumem opon i warkotem silnika pojedynczych samochodów. Pachnie wodą i torfem. Wychodząc z miasta, przeprawiając się przez most nad rzeką Drin, poboczem i w zupełnych ciemnościach doczłap ujemy się zmęczeni do naszego hotelu. Motocykl stoi już niemal suchy pod ścianą a my w łóżkach zasypiamy bez słowa otuchy dla rozwieszonych wszędzie, mokrych ciuchów. Dla dociekliwych: N42.03954 E019.49608 http://goo.gl/maps/KAn2s
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
|
![]()
:deadtop4:
38.Shkoder-Ston 25.7 118703-118938/235 Wera kupuje w piekarni po drugiej stronie ulicy, świeże i pachnące bułki . Po takim śniadaniu pozostaje tylko ruszyć przed siebie. Nowy most w Shkoder. ![]() Jeszcze niedosuszone ubranie lekko ciąży na grzbiecie ale to kwestia czasu, wiatru i temperatury. Granica między Albanią i Czarnogórą mimo sporej kolejki, nam przekłada się na trzy minuty czekania. W tak rekordowym czasie albański pogranicznik zauważył nas i zaprosił do przejścia pieszego razem z motocyklem. Oczywiście skrzętnie korzystamy z tego przywileju. W kilka minut jesteśmy w Czarnogórze, gdzie też nie ma nieplanowanych opóźnień. ![]() ![]() ![]() Czarnogórę przemierzamy sprawnie wybrzeżem... Nie zanosi się jednak na sielankę. Niecodzienny to widok tutaj. Mamy jednak szczęście, bo ulewa zostaje w górach nie mogąc przebrnąć przez szczyty i raczy nas tylko słabą mżawką. Ponieważ już kiedyś jechaliśmy przepiękną Magistralą Jadarską dookoła Zatoki Kotorskiej, tym razem wybieramy prom. Promem tym omija się 41 kilometrów świetnej widokowej trasy z nutą dreszczyku dla tych co jadą pierwszy raz. Nie warto omijać tego miejsca dla przeprawy promem za 2 Euro wiozącego 10 minut na drugi brzeg. Siąpi jednak deszcz a góry skryła wielka puchata chmura z wodą w środku. Zbyt wiele nie ma tam teraz do oglądania. ![]() ![]() Tu Wera zastanawia się poważnie nad sensem istnienia. ![]() W Czarnogórze wszędzie płaci się w Euro, więc mając pewien zapas tej waluty, możemy pozwolić sobie na swobodne tankowanie a potem na obiad w prawdziwie motocyklowej knajpie przy drodze i to bez szukania bankomatu czy płacenia kartą. ![]() Prawdziwa jest z nazwy tylko bo nic prócz nazwy, dwóch motocykli w tym naszej Yamahy nie świadczyło o tej wąskiej specjalizacji. Drugim motocyklem przyjechał Niemiec z polskimi korzeniami co bardzo ułatwia nam kontakt. Miła pogawędka skraca nam czas do jedzenia. ![]() Najedzeni i opici dojeżdżamy do kilkukilometrowego korka. To granica z Chorwacją. Nie czekamy razem z innymi, tylko biorąc przykład z miejscowych motocyklistów, jedziemy na sam początek kolejki. Po dziesięciu minutach, jesteśmy w Chorwacji. To Dubrovnik z daleka. My jednak już zwiedzaliśmy to miasto więc szukamy tylko kempingu z plażą. Dojeżdżamy do kempingu wskazanego na chybił trafił przez GPS. Malowniczo położony kemping sieci ACSI. Ten skrót oznacza dwie rzeczy. Drogo i czysto. Cóż, mamy wakacje a Chorwacja obrasta coraz bardziej w coraz zmyślniejsze pułapki dla bogatych Niemców, Rosjan i Polaków. Niech będzie. Rozbijamy obóz i do morza. ![]() ![]() Woda jest w Polowie jak zupa, w połowie jak zmrożona zupa. Piasek a raczej drobny żwir zachęca do leżakowania cały dzień. Spory ścisk zniechęca jednak do tego. W okolicy nic prócz kempingu. Na terenie jest restauracja z zastępem zażywnych kelnerów czekających w cieniu bluszczu na sute napiwki. Jeden z nich ze słabo skrywanym krzywym uśmiechem podaje podwójne frytki z zimnymi napojami. Przecież jesteśmy po obiedzie tylko on o tym nie wie. Bardzo czyste toalety, prysznice i umywalki zachęcają wręcz do ablucji. Wszystko w stylu europejskim i na poziomie klinicznej neutralności biologicznej. Nawet igły drzew zdają się zalegać prostopadle do ścieżek. Już myślałem że jesteśmy tak doświadczeni podróżą że rozumiemy doskonale każdy dialekt zastany na miejscu, ale nie. To po prostu wielu krajanów zawitało tu wcześniej od nas i teraz słychać wszędzie mowę ojczystą. Można poczuć się jak w domu. Z biegiem czasu rozpoznajemy już z daleka tablice rejestracyjne "naszych" samochodów i przyczep. Towarzystwo zagajone do rozmowy, mało jednak frapowało się naszą potrzebą swobodnej wymiany myśli bez użycia rąk, kartki z długopisem, bez pisania na piachu, pokazywania na mapie w przewodniku czy w telefonie. Szczęście jednak i tym razem uśmiecha się do nas. Gdzieś tam hen za ostatnim samochodem, za ostatnią przyczepą i kamperem, wśród krzaczastej fauny Wera dostrzega tył motocykla. Co się okazuje? Polacy na motocyklach! Jest kompania to idziemy. Może mają jakiś dobry pomysł na niekoniecznie główną drogę do domu przez Bośnię. Mapa w dłoń, grzebień w ruch, kokardy wyprasowane i już za chwilę i idziemy do kamratów. Jeden to mój imiennik a pozostali dwaj są z Warszawy. Tyle wiem. Smutna historia wdziera się w nasze uszy po pierwszych powitaniach... Mianowicie przepędzeni na skraj pola przez Holenderkę z pobliskiej przyczepy za zbyt głośne pohukiwania i śpiewy w ojczystym języku w trakcie czczenia urodzin jednego z kompanów, zostali wygnani na banicję i niechybną samotność. Zamieszanie, tłumaczenia, ochrona... Wszystko to raptem około pierwszej w nocy. Rankiem następnego dnia, z musu i uproszeni przez obsługę kempingu, rozbili ponownie swoje namioty w krzakach za rowem w pewnym oddaleniu od społeczeństwa kempingowego. Teraz rozżaleni w samotni tej i ostępach skraju pola namiotowego kontemplują przy ognistej wodzie swe położenie lecząc przy okazji rany i boleści głów po poprzedniej nocy. Zacne to towarzystwo przybyło tu na rekonesans po Chorwacji, Bośni i kilku innych krajach, których nie pomnę w tej chwili. Przemieszczają się dwoma GS1200 i jednym GS800. Nasza TDM`ka lekko odstaje i wiekiem i przebiegiem i wyglądem od zacnych Bawarek, że wspomnę z zazdrosnym przekąsem... Następny mit jednak obalony. Właściciele nowych GS`ów spod szyldu BMW wcale nie są bufonami. Można z nimi rozmawiać ludzkim głosem i nie mają w zwyczaju wypominać zbyt słabej jakości kasków czy butów motocyklowych. Dodatkowo nie patrzą z pogardą na innowierców spoza bawarskiej fabryki i nie przechwalają się ile to dodatków mają na motocyklu z Touratech`a. Motocykle natomiast, wcale się nie psują od samego patrzenia na nie. Po wesołym wspólnym spędzeniu kilku godzin, długo po zmroku idziemy spać. Dla dociekliwych: N42.81837 E017.67412 http://goo.gl/maps/KAn7r
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
|
![]() ![]() 39.Ston-Tolna 26.07 118938-119604/666 Wczesnym rankiem, kiedy jeszcze spały nawet niezmordowane cykady, nie rozgrzewając zbytnio silnika odjeżdżamy z kempingu w Chorwacji. ![]() Przedtem tylko sprawdzam stan rękawic... ![]() ![]() I pakowanie. ![]() Ostatnie ujęcia pięknej Chorwacji. Bez żalu i rozterek wjeżdżamy na teren Bośni i Hercegowiny. Chorwacja to piękny kraj z wieloma widokami prosto z folderów biur podróży, ciepłym morzem i świetnymi trasami widokowymi, ale jadąc od strony Albanii i będąc tu po raz trzeci, nawet ten raj może się opatrzyć. Do tego ceny noclegów zaczynają przypominać te z zachodniej Europy a niektórzy ludzie tutaj zachowują się jakby żyli tylko dla pieniędzy, więc nic tu po nas. Bośnia i Hercegowina, szczególnie jej górska południowo-centralna część, to motocyklowe Eldorado. Drogi pną się ku szczytom, wiodą meandrując tuż przy rzekach, prowadzą przez trawiaste polany wysadzane skałami żeby za chwilę wprowadzić nas między pionowe skały albo tunele wydarte górom przez ludzi. Tu nie można się nudzić. W jednym z takich miejsc jest coś w rodzaju jadłodajni. We wnęce wydrążonej skały, postawiono kuchnię albo raczej jatkę. Niewielki teren jest ogrodzony wściekle czerwonym, wysokim parawanem z desek a do niego od środka dobudowano łazienkę. Przez na w pół otwartą bramę można wjechać samochodem gdyby zabrakło miejsca na poboczu przy rzece. Nie jest łatwo u Bośniaka zamówić cokolwiek do jedzenia. Po kilku chwilach migowego tłumaczenia, wielki człowiek za ladą wysuwa nie bez wysiłku stalową tacę z różnymi częściami barana zdrutowanymi razem. Rozpoznaję łeb z częścią kręgosłupa, tylnie udo bez kopyta i chyba połamane żebra jednego z boków. Wyszczerzone zęby truchła i zapach bijący od ugotowanego zwierzęcia, nie napawa optymizmem ani nawet nie obiecuje że będzie smacznie. Skoro tylko ten wybór jest możliwy, kiwam głową na znak pojednania i pokazuję palcem wskazującym na jedną porcję. Mimo głodu pustoszącego nasze żołądki od rana, nie jestem pewien czy zjemy dwie. Wielki człowiek za ladą w końcu uśmiechnął się porozumiewawczo spod wąsa, wyjął spod tej samej lady wielki, ciężki nóż i jął raz za razem uderzać gotowane zwierze. Siłą swoich mięśni za pomocą wielgachnego noża ciął mięso zdawało by się na odlew, krusząc przy tym wszystkie kości ale w odpowiedniej chwili rozplątując drut. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że pan skończył bić i ciąć zanim doszedł do głowizny. Tak powstaje nasze danie. Szczęście też, że można zamówić do tej masakry surówkę z kapusty czerwonej i frytki. Przynajmniej będzie czym zagryzać. ![]() Tak oto, na własne życzenie, za swoje pieniądze, przy pięknych okolicznościach przyrody, przy monotonnym szumie wzburzonej rzeki co przedziera się między ścianami gór Dynarskich, zajadamy śmierdzącego brana. To widok z naszej baranodajni. ![]() Po tym sutym i dość egzotycznym śniadaniu jedziemy dalej. Mostar... Tu wpychamy się na starówkę,żeby zobaczyć most. Bliżej już nie dało się zostawić motocykla. Kawiarni tu dostatek. To raczej nie Starówka. Wyjeżdżamy z Mostaru. To droga do Sarajewa. Sarajewo nie jawi się nam jako nowoczesna aglomeracja... ![]() ![]() ![]() ![]() Po drodze do granicy z północną częścią Chorwacji, zatrzymuje nas przelotny deszcz. ![]() ![]() Zaraz potem jesteśmy w Chorwacji. Ta część kraju jest niedoceniona przez przemysł turystyczny, więc i ludzie są bardziej bezinteresowni. Bez problemu uzupełniamy wodę w pierwszym napotkanym domostwie. O dziwo, Wera oddaje swoją pustą butelkę a dostaje pełną lodowatej, krystalicznie czystej wody. Na małej Chorwacko-Węgierskiej granicy, jak można się spodziewać ruchu nie ma żadnego, więc nie ma mowy o kolejce. Rozweselony, choć jednak bądź co bądź, nieco zmęczony zatrzymuję się tuż za strefą i przewracam motocykl, nie odsunąwszy odpowiednio mocno podnóżka. Straty niewielkie. Kopię od siebie kawałek klamki sprzęgła, przecieram ręką nowe szramy na lewym ciężarku kierownicy i w drogę. ![]() ![]() Węgry trzeba przejechać z winetą. Zaczyna się ściemniać. Czas pomyśleć o noclegu. Na stacji benzynowej kupuję winetę za 1470ft, marudzimy trochę przy kawie, trochę przy WiFi w poszukiwaniu noclegu ale w końcu z pomocą i tak przychodzi GPS. Ściemnia się, słońce powoli chowa się za horyzont. ![]() Zjeżdżamy z autostrady do pierwszych zabudowań. Kwater pełno, ale wszystko zajęte. Poza tym gdyby było wolne to ceny zaczynają się od 50 Euro. Po ciemku już jedziemy od wsi do miasta. W Jednym mieście jest owszem hotel, ale klasy Premium i nie na naszą wydrenowaną kieszeń. Jedziemy dalej pytając tu i tam. W końcu, rzutem na taśmę dopadamy jedynego w mieście Tolna, hotelu. Ciemno. Motocykl na dziedzińcu, Wera w oczekiwaniu jak na wyrok ledwo zipie wisząc na kierownicy a ja kręconymi schodami na górę, bo na górze jest recepcja. Tu, miła jak na tą godzinę pani, po telefonie do szefostwa, udostępnia nam pokój bez śniadania za 35 Euro. Wera na górę, bagaż na górę i już stoimy przy pani jak wygłodniałe wilki, prosząc o coś do jedzenia. Że jest to rodzaj recepcji połączonej z barem a kuchnia już nie działa, pozostaje nam kupić zaproponowane słone orzeszki i dwa napoje w puszce. To musi wystarczyć do rana. W pokoju dzielimy zdobycz co do orzeszka, napoje dokładnie odmierzając wylewamy do szklanek i raczymy się w dość szybkim tempie tym dobrem. Jest przed północą. Trzeba spać. Dla dociekliwych: N46.43201 E018.78143 http://goo.gl/maps/Ly4tr
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
![]() |
![]() |
![]() |
#5 |
![]() Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 18 godz 51 min 54 s
|
![]() ![]() 40.Tolna - Krynica Górska 27.07 119604-120152/548 Pakujemy się, i wychodzimy z pokoju. W oddali widać krzątającą się kelnerkę a korytarz opanowany jest przez zapach pysznego śniadania ze świeżą kawą. Gram twardego przed Werą, Wera ma łzy błagalne w oczach i żadne z nas nie może się powstrzymać. Pakujemy się na śniadanie ze wszystkimi bambetlami. Droga poczeka. Po objedzeniu się do syta na szwedzkim stole zostawiwszy niewiele z jajecznicy i świeżego pieczywa, objuczam TDM`kę. Wera w tym czasie znów wisi na kierownicy jednak tym razem z przejedzenia. ![]() Ruszamy. ![]() Na Węgrzech z porwanego mapnika na tankbagu wylatuje mapa na której całą drogę zaznaczałem dokładny ślad przejazdu. Nie można tego tak zostawić. Maszyna stop. Idę na poszukiwania. Odnajduję niemal wszystkie kawałki! Zmierzamy słowackimi drogami w kierunku utęsknionej Polski i ulubionego Szczyrku, aż natchnęło mnie w jednej chwili że przecież kolega ze swoją paczką właśnie wypoczywa w Krynicy Górskiej. Niewiele myśląc, obieramy w Rużomberok azymut na Krynicę. Po drodze zdzwaniamy się z Krzyśkiem alias „Pawulon”, który to w Krynicy wyławia nas z ulicy. Lokujemy się w hotelu Kasztelanka, gdzie przed hotelem widnieje wyraźny napis ile co kosztuje. Po wprowadzeniu się chcę zapłacić, ale pani mówi że połowę za mało pieniędzy jej dałem. Wyszło na to że napis jest ale dotyczy czegoś innego. Krótka wymiana zdań na temat uczciwości takich praktyk nie ociepla stosunków z recepcjonistką. Nie zawracając sobie więcej tym głowy, idziemy na spotkanie z ekipą z Łodzi. ![]() Jedna kolacja, potem druga, rozmowy Polaków o życiu, przypominają, że to już koniec przygody, że jesteśmy w domu i jak nierealne są miejsca gdzie byliśmy jeszcze kilka tygodni temu. Dla dociekliwych: Hotelu nie polecam nikomu, więc dociekliwi niech sami poszukają. http://goo.gl/maps/LfdW1 :deadtop4: 41.Krynica Górska – Warszawa 28.07 120152-120548/396 ![]() Jeszcze w ostatnim odruchu przyzwyczajenia, do domu wracamy omijając główne drogi. Nawet nie bardzo wiem gdzie jestem ale takich zagubionych wsi, gdzie czas łaskawie się zatrzymał, nikt się nie spieszy a domostwa współgrają z okoliczną przyrodą nie widziałem już dawno. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Jeszcze tylko przeprawa starym promem przez malowniczo rozlaną Wisłę i szukam tras przelotowych. ![]() ![]() ![]() ![]() Już się spieszę, już chcę być w domu, już chcę przypomnieć sobie przez fotografie gdzie byłem i co widziałem. Już chcę znów gdzieś pojechać, coś zobaczyć, poczuć. Na sam koniec, choć powinienem napisać to na początku chcę podziękować wszystkim przypadkom, każdemu szczęściu i wszelkim zrządzeniom losu jeśli takie są, za to że mogliśmy z Weroniką odbyć tą podróż właśnie w tym czasie, spotykając właśnie tych spotkanych ludzi i jadąc tymi właśnie drogami i wrócić w to właśnie miejsce. Oto Sponsorzy: ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Oto moje przypadki, szczęście, wszelkie zrządzenia losu. To życzliwi ludzie z otoczenia są nam potrzebni, oto właśnie Sponsorzy. Statystyki: Budżet------------------------ ![]() Przebieg ----------------------około 13,5 tyś. km Usterki w motocyklu--------zużyty napęd (Grecja), pęknięte poszycie kanapy. Wywrotki ----------------------2: Gruzja, Węgry Spalony olej ------------------3l Spalanie max-----------------5,0l/100 (droga w Turcji. Wiał silny wiatr czołowy) Spalanie min------------------3,59l/100 (droga w Turcji) Wizy----------------------------2: Turcja, Armenia. Najlepszy nocleg-------------namiot nad jeziorem Sevan w Armenii Najgorszy nocleg------------drogi i zapyziały hotel w Turcji. Najzimniej---------------------góry Kaukazu Najcieplej----------------------południowo-wschodnia Turcja Kontrole policyjne------------0 Zdrowie------------------------zero kłopotów KONIEC
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie. https://www.facebook.com/CFact1/ |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Rumunia 2016 (opis) "O górach, drodze w chmurach i o kłopocie w błocie" | CeloFan | Trochę dalej | 52 | 27.07.2017 22:25 |
Szwendając się... [Turcja, Gruzja - 2012] | mikelos | Trochę dalej | 62 | 28.01.2013 12:27 |
Camerun, a moze i dalej... [2012] | Mirmil | Trochę dalej | 155 | 17.08.2012 20:00 |