Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20.01.2009, 09:17   #1
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Well, znamy już swoje miejsca w szeregu. Dziekuję za te relacje. Mocne.
Wkrótce zapodam mój przedostatni kawałek opowieści i mam nadzieję niedługo zacznie się wiosna.

Powroty są do dupy [cyt. Wieczny]
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.01.2009, 10:32   #2
kajman
 
kajman's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Posty: 539
Motocykl: RD03
kajman jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 6 dni 3 godz 21 min 39 s
Domyślnie

No powiem szczerze, że jak zacząłem czytać Sambor tą "opowieść" to sobie pomyslalem - "najarał się czegoś czy co"

Ale powiem że niezłe

Ostatnio edytowane przez kajman : 20.01.2009 o 10:44
kajman jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20.01.2009, 10:49   #3
puszek
 
puszek's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Krakuff
Posty: 4,756
Motocykl: RD07a
puszek jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 3 tygodni 3 dni 12 godz 36 min 59 s
Domyślnie

To chyba miał być pastisz na Iziego i Movistara....Niestety Samborku nie potrafisz "tak jak oni, tak jak oni" Ale drugi kanał... całkiem dobrze się czytało..Do kogo to przykleić?

To nie do Lewara było?A może Elwooda...

Ostatnio edytowane przez puszek : 20.01.2009 o 11:14
puszek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21.01.2009, 00:41   #4
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Tadżykistan
23 sierpnia cd – Wariant Podoskowy

Poranek to jak zwykle w tych okolicach lampa! Błękitne niebo, przejrzyste powietrze i poranny chłodek towarzyszy składania namiotów i śniadaniowej krzątaninie. Grupy ustalone wieczorem dogrywają ostatnie szczegóły tras, omawiają jedyne ksero co mamy mapy i umawiają się na wieczór. Początkowo my z Irmą startujemy z ekipą Samborową i w 4 motocykle przemieszczamy się w kierunku Chin. Bardzo szybko kończy się asfalt a szeroka szutrówka prowadzi równolegle dnem doliny rzeki Murgab. Pusto i dziko. Surowe skały zamykają szeroką dolinę po obu jej brzegach.

tadz23-0.JPGtadz23-1.JPG

Szczęśliwie dla nas w weekend granica chińska jest zamknięta, więc ruch całkowicie zamiera. I droga jest cała dla nas. Po 40km chłopaki odkręcają manetki i znikają w tumanie kurzu za horyzontem. Nas ta szybka jazda mocno męczy, Irma też się czuje niespecjalnie, więc zatrzymujemy się.

tadz23-2.JPG

Czy ja mam Déja vu? Co jest z tymi drogami w jedną stronę? Identyczna historia zdarzyła nam się w Indiach. Też pod koniec trasy, ciężka wyboista droga kończąca się w sercu Zanskaru – Padum. 250 km w jedną stronę. Miejsce marzenie do odwiedzenia. 12 h jazdy w jedną stronę, po dzikich wertepach Himalajów. Czy to świadomość konieczności powrotu tą samą drogą czy uczucie bezsensowności jazdy tam i z powrotem zabija przyjemność jazdy, choć otaczające krajobrazy powalają na kolana? Czy niewypowiedziane cierpienia ukochanej osoby na tylnim siedzeniu potęgują ten efekt? Do dziś nie wiem skąd to się bierze, ale wiem, że są to miejsca dla mnie jeszcze niespełnione, że jeszcze muszę tam wrócić…

Sambor jakby wyczuwa sytuację i zawraca, rozumiemy się bez słów. Oddaję zestaw do naprawy opon, im może się bardziej przydać. Wymieniamy się aparatami, zwłaszcza, iż w moim jest wycinek mapy sfotografowany poprzedniego wieczora. Ten patent uratował mi dupę w Rumunii niech teraz pomoże im. Wtedy zapomniałem jak się nazywa polska wioska (Kaczyca) i miałem tylko zdjęcie zrobione z monitora komputera, sprzed wyjazdu. Ale to był wyjazd na wariata, a to zupełnie inna opowieść. Umawiamy się wieczorem nad jeziorkiem Rangkul, 25km za Murgabem, lub rano następnego dnia, gdzieś na drodze do Sary Tash.

Śmigamy gładko do Murgabu i tam spotykamy zaskoczonego Qśmę, jeszcze na targu, na zakupach. Tradycyjnie wrzucam mu do lodówki piwko, ciepłego nie będziemy przecież pili. Irma też wsiada do Bizona. Odnajdujemy jeszcze chętnego sprzedać nam benzynę, a raczej to on znajduje nas, i zalewamy bak do pełna. Podobno to 93-ka. Musi nam to starczyć na drogę powrotną do Sary Tash, gdzie planujemy nocleg w naszej sprawdzonej dziurze nad potokiem. Za chwilę wyjeżdżamy z Murgab, i kierujemy się w stronę Kirgizji, gdzie po 20 km ma odchodzić boczna droga w kierunku malej miejscowości Rangkol. Po drodze znajduje się jezioro o tej samej nazwie – i tam planujemy założenie biwaku.

od piku Lenina do Tashkurgan.JPG

Faktycznie po około 20 km w bok odchodziła szeroka dolina a wraz z nią droga, oczywiście szutrowa, o wyraźnie gorszej jakości niż dotychczasowa. Jej podła nawierzchnia, a głównie cholerna pralka, zmusiła mnie do zjechanie z niej i zacząłem jechać drogami alternatywnymi, wytyczonymi przez inne pojazdy, które doszły chyba do tego samego wniosku, co ja.

tadz23-3.JPGtadz23-4.JPG

Były to ścieżki wąskie, lecz równe, czasem mocno piaszczyste i wymagające dla obładowanej Afryki. Przydały się zaprawy na Błędowskiej…
Dotarłem w końcu do pozostałości radziecko –chińskiej granicy. Na betonowym poście widniał ledwo już widoczny napis:

„Granica CCCP, święta i nieprzekraczalna”

Uśmiechnąłem się pod nosem, jedynka, i grzmot silnika Afryki poniósł się między skałami.

tadz23-5.JPG

Chwilę później po lewej ukazało się jezioro. W zasadzie to dwa, rozciągnięte na przestrzeni jakiś 5 km. A ich wąski łącznik dawno wysechł a dno pokryte skrystalizowaną solą dodawało kolorytu temu i tak kosmicznemu krajobrazowi.

tadz23-6.JPG

Dojechałem do końca drugiego jeziora i zawróciłem w poszukiwaniu najlepszego możliwego miejsca. Oczywiście szukałem miejsca nieprzeciętnie pięknego, skoro mamy tu spędzić kilka miłych godzin popołudnia i noc.

tadz23-7.JPGtadz23-8.JPG

Dojeżdża ekipa w Bizonie i zjeżdżamy suchym jak wiór i płaskim stokiem do jeziora. To Tutaj.

tadz23-9.JPG

Pozornie wyglądający równo teren pokryty był maleńkimi i kamyczkami i równie kłującymi roślinkami. Długo szukałem czegoś, na czym można by było bez przeszkód rozbić namiot, tak, aby nie uszkodzić podłogi. W końcu znalazłem stawek czegoś, co wyglądało jak piasek pokryty skrystalizowaną solą. Postawiliśmy tam namiot, a Qśma po prostu otworzył dach Patrola i jego namiot już stał. Sprytne.

tadz23-10.JPGtadz23-11.JPG
tadz23-12.JPGtadz23-13.JPG

Leniwe popołudnie minęło nam na pogaduchach z Kasią i Quśmą, o ich dalszych planach podróży z Kazachstanu do Mongoli. Mieli tam rozbić za obstawę żaglowozów przemierzających pustynię Gobi (http://www.mongolia.info.pl/) i wrócić do Polski jeszcze chyba miesiąc później niż my. Co ciekawe, dopiero w ostatni dzień, można było się bliżej poznać, pogwarzyć. Duża grupa i napięty program nie sprzyja integracji. Aż dziw, że do tej pory obeszło się praktycznie bez żadnych konfliktów.

Zrobiliśmy małe gotowanie i ostatnią przepierkę przed ostatnim ponad tysiąc kilometrowym przelotem do Kazachstanu.

tadz23-14.JPGtadz23-15.JPG

Feria kolorów i niespotykanych barw rozpoczęła się równo z zachodem słońca. Czerwonawe narośla na słonym gruncie nabrały jeszcze bardziej wyrazistego koloru, a nasz skromny biwaczek prezentował się na tym tle wyśmienicie. Wyobraźcie sobie jak musiało nam smakować piwo!

tadz23-16.JPGtadz23-17.JPG
tadz23-18.JPGtadz23-19.JPG

Po cichu liczyliśmy, że zjawi się jeszcze wariant chiński z Samborem na czele, ale plan mieli napięty, i gdy całkiem się ściemniło – wiedzieliśmy, że śpią gdzieś po drodze i zobaczymy ich jutro na Pamir Highway.

tadz23-20.JPG
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.01.2009, 21:44   #5
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Tadżykistan
24 sierpnia

Oto, nieubłaganie, kończy się nasza tegoroczna, trwająca 4 tygodnie, eskapada. Od 10 lat nie byłem na tak długich wakacjach, Z trudem przypominam sobie pierwsze dni z wyjazdu. Góry, nazwy i zdarzenia mieszają mi się, w głowie mam mętlik. Czy będę w stanie to potem odtworzyć? Ktoś mówi, że takie podróżowanie ładuje akumulatory… Nic bardziej mylnego, im częściej je ładujesz tym krócej trzymają. Za parę dni znowu zasiądziemy za biurkiem – i tak aż do następnego razu…
A zatem: powroty są do dupy… Przed nami ponad 1300km, jedna cztero i dwie ponad trzytysięczne przełęcze, dwie granice, trzy państwa. Trzy dni. Wracamy.
Skoro ekipa nie dotarła do nas wczoraj wieczorem wykoncypowałem, że będą się chcieli zebrać się wcześniej, minąć skrzyżowanie na Rangol i poczekać na nas po drodze. Nie musieliśmy się więc jakoś drastycznie wcześnie zrywać. Irmie tylko w to graj.

Irma nad Rangol.jpg

Wstające słońce ukazało nam dolinę w równie pięknej formie, w jakiej rozstaliśmy się z nią o zachodzie. Qśma jeszcze zostaje, chce odpocząć – żle spał i teraz źle się czuje. Po śniadaniu spakowaliśmy manatki, przytroczyliśmy wszystko do naszego motocykla i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Tuz za skrzyżowaniem faktycznie stoi ekipa chińska z Samborem na czele. Marcin zaliczył kapcia w tylnym kole i jest właśnie w trakcie demontażu.

Kapecmarcina1.jpgKapecmarcina2.jpg

Cieszymy się na ich widok, wszyscy są w jednym kawałku. Zachwyceni dzielą się wrażeniami z dnia wczorajszego. Wczoraj, już po ciemku, Marcina złapał gumę w tylnym kole – teraz drugi raz. I głupia sprawa – na 4 motocykle i osiem kół mamy 1 (słownie jeden!) kapturek do wykręcania wentyli! Co gorsza kolejny raz macamy oponę od środka i nie ma żadnego gwoździa. Dętka, wyściskana na dziesiąta stronę też nie wykazuje śladu przebicia. Wkurzeni składamy wszystko do kupy. Teraz to cholerne pompowanie… Nienawidzę pompek rowerowych. Ręce mdleją, kolejno zmieniamy się. W końcu uznajemy, że ciśnienie jest wystarczające i Marcin składa motocykl do kupy. Chcemy już odjeżdżać ale widzę, jak szybko schodzi powietrze z tylniego koła. Co jest grane?!?!

Konsylium detkowe1.jpgKonsylium detkowe2.jpg

Zsiadamy i znowu zbieramy konsylium. Chłopaki idą z dętką do potoku, jeszcze raz macamy oponę. Znowu nic. Decydujemy się na wymianę dętki na inną i już z przerażeniem myślimy o czekającym nas pompowaniu. Mam szczerze dość i wątpię czy ręczna pompka, a właściwie jej uszczelka, wytrzyma jeszcze jedno pompowanie. Jak na zawołanie podjeżdżają do nas pozani wcześniej w Murgabie Lars i jego kumpel. Mają elektryczną pompkę. Hi tech motopump, za 100 dolarów – psuje się zanim dobrze ją podpinamy. Pęka plastikowa koncówka na wentyl.

Lars z pompką.jpg

Wreszcie, zza zakrętu dochodzi miarowe buczenie 6cio- garowego silnika bizona – i pojawia się Qśma. Nasze zbawienie. Jego kompresorem załatwiamy definitywnie sprawę w mniej niż minutę i każdy z nas obiecuje sobie rozwiązać temat elektrycznych pompek w swoim ekwipunku – raz na zawsze! Sprawa ostatecznie wyjaśniła się dwa miesiące później, w Krakowie, kiedy podjechał do mnie Krystek z kapciem. Miał identyczną dętkę Heidenau’a i brak dziury. Okazało się, że to puszczał wentyl, ale dopiero przy pełnym ciśnieniu i obciążeniu motocyklem. Czyli tak ja teraz.

Jedziemy. Mamy w plecy 2h, drogę znamy, – choć na pamięć wszystkich dziur nie pamiętamy. Nad Karakolem, nie decydujemy się na wczesny obiad w naszej knajpce – bo kolejne dwugodzinne opóźnienie murowane. Tymczasem zatrzymujemy się, kilkadziesiąt kilometrów dalej na piaszczystej równinie i gotujemy szybki obiad, co kto jeszcze ma. Słońce przypieka, nic się nam już nie chce. Czuć, że wracamy…

Rowninanad Karakolem.jpgKarakol last view.jpg

Na granicy, odbywamy tradycyjne pogawędki najpierw z antynarkotykową, potem celną i na końcu paszportową kontrolą. Piękne poroże kozła Marco Polo znalezione przez Qśma ulegają konfiskacie, mimo szczerych chęci oficjalnego ich wywozu. W grę wchodziła tylko łapówka, bez pokwitowania, więc Qśma się nie zdecydował. I słusznie, bo 10m dalej już pytali gdzie te rogi schował, by skasować swoją dolę.

Qsma z rogami.jpg
Bez dalszych przeszkód przekraczamy granicę, kilkanaście kilometrów dalej również bez kłopotów zaliczamy post kirgiski i meldujemy się w starym poczciwym Sary Tash w znajomej dziurze nad potokiem przy drodze do Irkeshtam. W promieniach zachodzącego słońca afryczka wygląda bosko na tle chińskiego Pamiru.

Boska afri1.jpgBoska afri2.jpg

Skaczemy na motorki i kręcimy kółka jak oszalali po króciutkiej trawie doliny alajskiej.

Sesja foto1.jpgSesja foto2.jpg
Sesja foto3.jpgSesja foto4.jpg

Po ciemku już, dopada nas ekipa Afgańska, w zasadzie to sam Kajman z załogą, bo Gizmo chce jeszcze nocą dotrzeć do Osh. Opowiadamy sobie, cośmy widzieli, co przeżyli, przy kirgiskim koniaku Calvados. Impreza symboliczna, bez wielkich szaleństw– jutro mamy przecież do przejechania dobrze ponad 400km, z tego niełatwe 180 km do Osh.

zachod nad sary tash.jpg
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)

Ostatnio edytowane przez podos : 29.01.2009 o 21:48
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.01.2009, 22:07   #6
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Kirgizja
25 sierpnia

mapa dnia25.jpg

Bardzo wczesna pobudka, przenikliwie zimno i ciemno. Niby koniec sierpnia, ale to już jak końcówka jesieni. Nie ma wprawdzie ani jednego drzewa, ale pożółkła trawa, zimny oddech zaśnieżonych Pamirów i przenikliwe zimno tego poranka, zdają się to potwierdzać. Formujemy kolumnę i naprawdę już wracamy.

ostatni rzu oka na pamir.JPG

Praktycznie nie robimy już fotek – drogę przecież dobrze znamy. Zatrzymujemy się tylko na przebranie, gdy zrobiło się w naprawdę gorąco, sikanie i tankowane jeszcze przed Gulczą. Na stacji dość długo czekamy na Waldka i Sambora. W końcu są, okazuje się, ze Waldek zaliczył lot na zjeżdzie serpentynami z przełęczy Taldyk i unużał się potwornie w białym i sypkim jak mąka pyle. Na szczęście nic się nikomu nie stało, przygiął się lekko kufer. Umawiamy się, ze od teraz nie łapiemy już gum, nie przewracamy się, nie gubimy i takie tam…
Kilkadziesiąt kilometrów przed Osh czeka na nas niespodzianka. Nadziewamy się na jadącą w przeciwną stronę ekipę www.singapore2poland.com. Iza i Kamil – mają się świetnie, chwilę gadamy o ich dalszych planach, ściskamy i pomykamy dalej do Osh.

sinapore2poland.jpg

W Osh, nasze lejdis, nie chcą słyszeć o nieskorzystaniu z prysznica w hotelu, w którym zatrzymał się w nocy Gizmo i Przemek. Pielgrzymki ludów trwają dobrą godzinę, pozwalamy sobie z Jojną, w tajemnicy na browara. Potem przenosimy się do knajpy, gdzie pałaszujemy doskonały obiad. Szaszłyki, kebaby manty, żarene, sałatki. Pychota. Od wyjazdu z Chin, od sześciu dni, nie mieliśmy tak naprawdę nic sensownego w ustach…

No ale jest koło 16, więc pora na nas, Trzeba ujechać ile się da...

Tutaj rozdzielamy się z samochodami. Ich plan, to jazda non-stop do Almaty. My zaś jedziemy do zmroku i szukamy miejsca na biwak.
Od Osh nieprzerwanie mamy asfalt, na radar łapie mnie miejscowa milicja. 80 na 60. Miło gawędzimy i puszczają nas wolno. Tankujemy za Jalalabadem i umawiamy się ujechać jeszcze maczymalnie do ósmej wieczorem. Suniemy dostojnie dalej. Otaczają nasz szerokie pola uprawne, pocięte kanałami irygacyjnymi. Niedaleko stąd, przecinając ogromną dolinę Fergana, przecież płynie wielki, 800 kilometrowy Naryń, zapewniając wodę tym żyznym terenom, jedynemu bogactwu Kirgizji. Raz po raz mijamy mniejsze i większe skupiska wsi i miasteczek..
Spotyka nas jeszcze nieprzyjemna sytuacja. Często w Kirgizji stojąca na poboczu młodzież machając nam, pozdrawia, a my im odpowiadamy tym samym. Zdarzało się też niestety, że dzieci rzucały w nas drobnymi kamyczkami. Teraz jednak jakieś szczyle rzuciły mi pod koła duży płaski kamień, który lotem koszącym tuż przy ziemi trafił mnie w przednie koło. Motocykl podskoczył, kierownicą szarpnęło na bok, na szczęście duża prędkość i efekt żyroskopowy koła nie pozwoliły na większy niekontrolowany skręt i katastrofę. Skończyło się na nogach z waty i cieple rozlewającym się po kolanach i kostkach…

W tym czasie ekipa zniknęła mi z oczu a pogoń nie przynosiła żadnego efektu. Dawno minęła ósma i zacząłem się zastanawiać czy nie stanęli już gdzieś a ja ich nie zauważyłem. Zły na siebie za nieuwagę, a na chłopaków, że nie czekają, jadę dalej, ogarnięty coraz to większymi wątpliwościami. Ordynarnie się ściemnia… Staję więc przy drodze, zapytać zajętych pakowaniem ciężarówki Kirgizów:

- Izwienite, wy nie widzieli 3 motocykli? – pytam z siodła.
- Da, jechali 5 minut nazad – odpowiada jeden.

No to jestem już zły tylko na nich, że nie trzymają się ustaleń. W międzyczasie dojeżdżamy do rzeki płynącej w głębokim skalnym kanionie. To dolny bieg znanego nam już Narynia, zamknięty trzema ogromnymi zaporami na długości około 150km. Przy jednej z takich pionowych ścian, stoją motocykle. Ustalamy, że stajemy przy pierwszym możliwym zjeździe do wody lub jakiegokolwiek terenu na namioty. Jadę pierwszy. Przerąbane. Pionowe skały, w dole sztucznie podniesiony Naryń, a droga wycięta w skale….
Kilkaset metrów dalej, odnajdujemy jakiś szutrowy zjazd w stronę jeziora… Skręcamy i…. o mało co nie giniemy pod kołami wyprzedającego nas lewą stroną samochodu! Kurwa. Było blisko. Marcinowi zimny pot skroplił się pod kaskiem…

Jeżdzamy 50 metrów od drogi i…. Nieprawdopodobne! Zielona płaska łąka schodzi do samej wody, ławki i stoliki, drzewka, chatynka obsługi. Normalny najprawdziwszy kemping! Pierwszy i chyba jedyny w Kirgizji! Cena 100 somów za wszystkich, jest tak śmiesznie niska, że nawet nie dyskutujemy. Upewniamy się tylko, czy właściciele mają piwo. Mają! Definitywnie zostajemy! Rozstawiamy namioty w świetle reflektorów Afryk.

Tutaj następuje zwyczajowa najepka…
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)

Ostatnio edytowane przez podos : 29.01.2009 o 22:22
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Dlaczego lubię KTM-a puszek KTM 4133 18.04.2025 19:47
Dlaczego nie kupić DL-650 Pils Suzuki 83 30.08.2021 22:14
DLACZEGO KIRGIZ SCHODZI Z KONIA? Czyli Leszcz Adventure Team w wielkiej wyprawie badawczej do Azji centralnej czosnek Trochę dalej 230 08.11.2020 10:17


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:05.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.