|
|
|
|
#1 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Zambrów
Posty: 1,025
Motocykl: CRF1000L
Przebieg: 64321
Online: 1 miesiąc 5 dni 9 godz 19 min 45 s
|
Do Marrakeszu dojeżdżamy dwa dni przed przylotem pozostałej części ekipy. Niby mamy w planach szybko się ogarnąć i wyjechać na off-roadowy, dwudniowy trip ale sprawy jak zwykle toczą się własnym torem. Zabawa w czasie dojazdówki gadżetami w naszych motocyklach kończy się tym, że dojeżdżamy z padniętymi akumulatorami. O tym, że w nich prądu brak dowiedzieliśmy się już w Niemczech. Zrobiliśmy więc sobie stację ładowania z samochodowego alternatora i tak na zmianę, po kilka godzin ratowaliśmy swoje baterie. Moja była nowa więc reanimacja się udała, Darkowa niestety nadawała się tylko do wymiany.
Cóż było robić... odczepiliśmy przyczepę i w miasto. Salon Yamahy â piękny, z instrumentami muzycznymi... aku brak. Gdzie dostać nie wiedzą. Sesja: ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Pobliski mechanik mówi, że nie ma, nie wie gdzie mogą być ale pomoże i tak nie ma klientów. Jakoś tak mu sympatycznie z oczu patrzy więc w sumie czemu nie, będzie przygoda. Zabieramy go na pokład auta i kierunek centrum. Krążymy tak ponad 2h robiąc blisko 70km , odwiedzamy ponad 20 sklepików/warsztatów i w końcu jest! Jeszcze tylko ostatnia przymiarka (do mojego Xtka, takie same aku) czy pasuje i.... próbujemy się targować. Nie wychodzi Rachunek jest słony. 550Dirchamów czyli 220zł. Na domiar złego nasz pomocnik zaczyna stukać w zegarek więc już wiem , że za dziękuję i dobre piwo to nie przejdzie. I faktycznie... wysiadamy, Daro sięga do kieszeni a człowiek w mig po prostu podaje ile się należy... 200Dh czyli 80zł. Zgroza. No cóż... This is Morocco. ![]() ![]() ![]() ![]() Przypomina mi się przeżyta jakiś czas temu podoba sytuacja, tyle, że na terytorium Europy. Sevilla. Leje. Ja z ciągnącym się po ziemi łańcuchem, bez akumulatora podjeżdżam pod pierwszy lepszy sklep z częściami (znaleziony w POI Garmina). Akurat padło na BMW... - Będzie bolało â myślę ale co mi szkodzi wejść zapytać. Zsiadam, ku nam (byłem akurat z Holendrem, Krisem, który od +/- 2000km drogę powrotna dzielił ze mną) biegnie gość. Rozkłada nad nami parasolkę i pyta co tu robimy, czego szukamy, jak nam może pomóc. Na pytania odpowiadamy już przy kawie i rogaliku ! Jeden telefon i koleś mówi , że części będą za 1-2h. Stawia kolejna kawę, kolejnego rogalik i ucieka do pracy ale obiecuje, że wróci za 30 minut. Wraca. Zaprasza do salonu samochodowego w którym pracuje, tam schronieni przed deszczem oczekujemy na graty â oczywiście przy kawie. Zgodnie z umową po +/- 2h zjawia się koleś z częściami, pokazuje paragon na 235e ale... mówi, że ja płacę tylko 200e. Taki gest. Pyta tylko czy potrzebuję również usługi (wymiana napędu). Dziękuję grzecznie bo cena mnie przerasta, zresztą doskonale wiem jak to zrobić więc... no tak już mam. Dla ciekawskich â to było 50e. Zabieram się do wymiany aku. Brakuje klucza. 2Minuty później z serwisu wyjeżdża niemal cały wózek z narzędziami Oczywiście klucz miałem ale zanim go wytargałem z narzędziówki miałem już do wyboru kpl. Markowych narzędzi. Nasz dobrodziej zaprasza do siebie na obiad, kolację. Ma garaż więc motocykle będą bezpieczne... Nie widzi problemu, wręcz będzie mu miło, zaprosi kolegów, zrobimy grilla na tarasie itp. itd. Szkoda , że dla Krisa się spieszyło ;(Na pożegnanie pyta jeszcze czy jedziemy przez Madryt bo ma tam mieszkanie... może nam dać adres, klucze. Jedyny koszt dla nas to odesłać mu po wizycie klucze. Możemy tam zostać ile chcemy i tak rzadko tam zagląda.... I co tu powiedzieć ? To jest gościnność! Od tamtej pory czekam aż kiedyś ja w swoim małym sennym miasteczku będę mógł spłacić swój dług. Może kiedyś... No ale cóż, inni ludzie, inna mentalność, a może źle trafiliśmy. Czas na przemyślenia jeszcze przyjdzie pomyślałem i przestałem się już nad tym zastanawiać. 10minut później siedzieliśmy już na kempingu. Akumulator pasuje idealnie, Darek wkłada go do Tereski a ja walczę z tym czego nie skończyłem przed wyjazdem... Ogólnie jesteśmy ânieźleâ przygotowani bo Darek zauważa jeszcze brak klocków z tyłu. Akurat mam na zapasie nówki więc ratuję kolegę. Oby mi nie były potrzebne bo będzie lipa. ![]() Tak ucieka nam cały dzień. Przez chwilę jeszcze myśleliśmy by jednak się wyrwać i ten pierwszy nocleg zrobić gdzieś na tzw. âfree kempinguâ ale jakoś tak nam nie wyszło. Zostajemy, robimy pyszne jedzonko, kilka toastów za pomyślność dnia kolejnego i kolejnego, i kolejnego... a , że przyjechaliśmy tu na 3 tygodnie to wiadomo jak się to skończyło ![]() ![]() ![]() ![]() Tak więc pierwszą noc spędzamy na kempingu. Dzień drugi naszego wyjazdu rozpoczynamy od tankowania i kontroli ciśnienia. To chyba jedno z ostatnich zdjęć na których nasze motocykle jeszcze jakoś wyglądają ![]() ![]() cdn.
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
|
|
|
|
|
#2 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Zambrów
Posty: 1,025
Motocykl: CRF1000L
Przebieg: 64321
Online: 1 miesiąc 5 dni 9 godz 19 min 45 s
|
Zatankowani, z ciśnieniem wybitnie off-roadowym (1,4) ruszamy na wschód. Zresztą ciśnienie off było nie tylko w kołach, w nas również. Zwłaszcza we mnie bo to chyba dopiero trzeci mój wyjazd, gdzie będę miał się od kogo uczyć! Cieszy mnie to niezmiernie. Nauka - rzecz ważna.
Odpalam jedną z trzech pieczołowicie przygotowanych w domu tras. Jedynie 120km dojazdówki a potem już tylko przygoda. Trasa wymagająca, podobno, więc ruszamy na lekko i wcześnie rano. 10km dalej stoimy w szczerym polu. Coś dziwnie mi motocykl się prowadzi, a Darek gubi prąd w nawigacji. Chodzę oglądam motocykl dookoła, on grzebie przy akumulatorze. U mnie wszystko ok, śruby na miejscu, dokręcone, koło w osi - zwalam więc całą winę na opony, na których w sumie przemierzam pierwsze kilometry w życiu. Mój zestaw to pachnące nowością CST755 oraz wcale nie starsze C02 od Mitasa. Trochę z obawą wybrany zestaw bowiem tył miał mi zejść w oczach, nawet po 1000km. Darek w Tenerce miał z przodu używanego Australijczyka, z tyłu nowy Michelin T63. Bojowo więc nastawieni, jadąc poboczem by nie zużywać opon âznikających w migâ jedziemy do celu. Tu sobie skracamy mniej, tam bardziej, jadąc po prostu na przełaj. Jest fajnie! Zawieszenia pracują pełna parą, my również. ![]() Co jakiś czas pit stop na sesje - na szczęście Darka to nie wkurza, wręcz chyba mu się podoba: ![]() ![]() ![]() Godzinę później mam twardy reset mojej nawigacji (Montana 600, kolega jedzie z 650ką) â na tyle twardy, że tracę wszystko co w niej miałem, no może poza mapami ;( ![]() Wkurzony âmajstrujęâ przy niej chyba z pół godziny bo mapa papierowa z którą jedziemy jest mało dokładna, z nią trasy nie przejedziemy.... zresztą jakiej trasy, przecież ja niewiele pamiętam co tam w nawi wklikałem. Tras nie udaje się odzyskać â ruszamy więc na chybił trafił, może coś się wydarzy, może przypadkiem trafimy na jakąś ciekawą drogę. Jedziemy na wschód, po czym zawracamy, by ponownie podjąć wyzwanie. Kręcimy się âjak smród w gaciachâ... W końcu zatrzymujemy się na owocowy posiłek, na wodę i by ustalić co dalej. Szkoda opon na kręcenie się po asfaltach, szkoda dnia na powrót. Najedzeni ruszamy w końcu dalej â asfaltem ![]() ![]() Oryginalne zasilanie wagi i radyjka: ![]() W górach temperatura spada o 10-12 stopni, robi się chłodno. Na dodatek widać, że za łańcuchem górskim wyraźnie pada. Znów postój i narady. Na deszcz obydwaj nie jesteśmy przygotowani... ani technicznie, ani psychicznie. Myślimy, myślimy, myślimy aż tu nagle z zza zakrętu wyłaniają się dwa motocykle, załogi zsiadają z nich i... witają się z nami po polsku Jesteśmy mile zaskoczeni! Gaworzymy więc sobie tak z trzy kwadranse licząc, że to, co się dzieje za górami po prostu odejdzie. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Pamiątkowa fota i ruszamy dalej by po chwili, gdy zaczynają się pierwsze krople deszczu jednak zawrócić. Dwie godzinki później, 1500m niżej - mamy 32*C i pełną lampę. This is Morocco. Dzień kończymy odebraniem reszty z lotniska i âkolacjąâ powitalną. Nakręcone 380km. ![]() Podsumowanie dnia: lekkie rozczarowanie... choć trasa piękna to jednak marzyliśmy o "ostrej wyrypie" w terenie. Trudno, co się odwlecze... c.d.n.
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
|
|
|
|
|
#3 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,387
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 2 godz 50 min 11 s
|
Jak zawsze wysoki poziom!
__________________
Agent 0,7 |
|
|
|
|
|
#4 |
|
Kierowca bombowca
![]() Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Kraków
Posty: 2,570
Motocykl: RD07a
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 19 godz 58 min 43 s
|
Bardzo dobre zdjęcia, super się ogląda, czekam na dalszy ciąg!
__________________
AT RD07A, '98, HRC |
|
|
|
|
|
#5 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Zambrów
Posty: 1,025
Motocykl: CRF1000L
Przebieg: 64321
Online: 1 miesiąc 5 dni 9 godz 19 min 45 s
|
Nastała niedziela...
Dzień tak jakoś nieszczególnie zapowiadający się. Od rana krzątanina, każdy ogarnia siebie i swój majdan szykując się... no właśnie. Motocykle i droga muszą poczekać. Ale o tym później - nie był bym sobą gdyby na mojej drodze nie stanęła jakaś... no dobrze, już dobrze - atmosferę tajemniczości trzeba podtrzymać. Wrócimy do tego. Jutro. Niedziela to dzień w naszym planie przeznaczony na zakupy, przepakowanie się i liźnięcie choć trochę Marrakeszu. Pakujemy się więc prawie wszyscy do auta i marokańskim stylem (kto nie wejdzie do kabiny ten jedzie na pace) ruszamy na miasto. Piszę prawie wszyscy bowiem Jacek przyleciał do Marrakeszu chwilę przed resztą, ba, przyleciał z małżonką i nie mieszkał z nami na kempingu. Po prostu odpuścił nieinteresujący go plan naszej wycieczki, w zamian za to zaplanował sobie nieco głębsze zwiedzanie miasta i okolic. My mieliśmy na to jedynie kilka godzin. Ruszamy w miasto! Godziny przedpołudniowe a żar leje się z nieba. Słupek rtęci już dawno minął trójkę z zerem i nadal pcha się do góry. Trójce siedzącej z przodu jest wyraźnie ciepło, nawet nie myślimy co się dzieje z tyłu... By dostać się tam, gdzie podążają wszyscy turyści, czyli na plac Jemaa el Fna musimy przeciąć "na pół" ponad milionowe miasto. Od mojej ostatniej wizyty 2 lata temu zmieniło się tu niewiele. Ubyło jak by jednośladów, starych mercedesów, których miejsce zajęły żółte Dacie (TAXI) z dumnym napisem na tylnej szybie - gwarancja 3 lata lub 100.000km. Poza tym, chyba wszystko po staremu. Ruch dalej zajadły, każdy walczy o skrawek przestrzeni, o każdy centymetr asfaltu. Klakson jak rozbrzmiewał, tak brzmi nadal. Nie jeden - tysiące. I tylko ja podchodzę to tego jak by spokojniej niż wtedy, zupełnie jakbym przywykł. Fajnie jest jednak popatrzeć z boku na ekscytację tym zjawiskiem kolegów, koleżanki, którzy widzą to wszystko pierwszy raz na oczy. Ta atmosfera udziela się również i mi - popuszczam wodze fantazji za kółkiem naszej małej ciężarówki. Na parking w centrum dojeżdżamy jednak bez strat w ludziach i sprzęcie. Trochę sobie potrąbiliśmy, pokrzyczeliśmy, było też trochę stresu "czy nas złapią, czy nie". Ot, taka lekka adrenalinka na dobry początek dnia. Na placu spotykamy Jacka z Anielą i w pełnym składzie zaczynamy realizować nasz misternie przygotowywany w domach plan. Podniebienia karmimy przepysznym sokiem pomarańczowym (4Dh) , kupujemy wodę i ruszamy trochę pozwiedzać. Przewodnika przepisywał nie będę, malutką część tego to co widzieliśmy, po prostu pokaże na fotografii. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Po wszystkim był długo oczekiwany tadżin o którym zdecydowana większość z nas tylko słyszała, a najczęstszy bywalec Maroka, Dominik, owo danie mocno zachwalał Ja byłem po drugiej stronie szali i raczej powstrzymywałem aplauz, gasiłem silne łaknienie w zarodku. ![]() ![]() Po obiedzie, może nie wszyscy ale zdecydowana większość stwierdza, że najlepsza była zdecydowanie herbata Inni twierdzili, że jednak oliwki... ![]() Posiłek zjedzony, a że nikt z nas nie miał papieru toaletowego ze sobą to... w ramach bezpieczeństwa postanowiliśmy niezwłocznie, zupełnie zapobiegawczo, wrócić na kemping. W centrum zostaje jedynie Jacek z Anielą i Dominik, który bardziej ceni sobie hostel u znajomego niż namiot. My wracamy. Po drodze zakupy na jutro, piwko na wieczór, przepakowanie i ustawiamy budziki na 5AM, tak, by około 6 ruszyć w trasę. Jutro czeka nas około 80km samochodem, a że na tyle klimatyzacji brak, to trzeba ruszyć jak najwcześniej by się ludzie nie podusili Ustawiamy budziki i usypiamy - większość w namiotach, Arek na basenowym leżaku ![]() c.d.n.
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
|
|
|
![]() |
|
|
Podobne wątki
|
||||
| Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
| Omalo jak Kirgizja, Vashlovani jak Maroko- wrzesien 2014 Dolot samolotem, sprzet na miejscu | Mirmil | Umawianie i propozycje wyjazdów | 8 | 02.09.2014 15:41 |
| Maroko | consigliero | Umawianie i propozycje wyjazdów | 2 | 13.10.2010 13:17 |