![]() |
#28 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
![]() Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 20 godz 7 min 10 s
|
![]()
Dzień 10, 15 luty
Zaczynamy wracać. Jesteśmy w najdalszym punkcie trasy, czyli został tylko powrót. Mamy do lotniska jakieś 2100 km i 5 dni. I jeszcze trochę niezrealizowanych planów ![]() A plan na dziś: 500 km i dojechać pod Tocopilla (wym. Tokopija), skąd następnego dnia rano Dana ma autobus. Część trasy będzie już nam znana, ale do Iquique (wym. Ikike) nie ma innej trasy niż Ruta-5. Znów przejeżdżamy zatem przez malowniczy Quebrada Camarones (wąwóz po naszemu). To jedno z niewielu miejsc, gdzie można żałować, że nie ma mgły. Bo jak jest, to jest PONIŻEJ drogi. Ale i tak widoki są z tych niesamowitych: Szczególnie jak się podejdzie do krawędzi (bez barierki rzecz jasna) i spojrzy w dół. Tu jeszcze jeden kroczek do tyłu, i… Pamiątkowe zdjęcie z symbolem Panamericany. Nazwa sama w sobie pojawia się rzadko. Na dnie wąwozu Camarones zatrzymują nas carabinieros i dowiadujemy się, że przepaliła się żarówka świateł mijania. Policjanci jak zwykle mili i życzą dobrej drogi i radzą kupić gdzieś kiedyś żarówkę ![]() ![]() Teraz trzeba się wdrapać na południowe zbocze wąwozu i dalej jedziemy już po płaskowyżu. W okolicy Huary zbaczamy na nowiutką Ruta-15 żeby zobaczyć jeden z symboli północnego Chile : El Gigante de Atacama. To geoglif o wysokości prawie 90 m podobno przedstawiający szamana. Dookoła znów kamienie i pustka Atacamy. A w tle Andy… Czasem trochę piasku: A tu typowa antena przy pick-upie. Do jazdy po mieście spina się ją do skrzyni. Na początku się zastanawiałam, co za kabłąk z drutu wszyscy mają z tyłu ![]() Okolice Huary obfitują w małe trąby powietrzne. Gdzie nie spojrzeć, jest ich kilka: I znów zjeżdżamy na 0 m n.p.m., do miasta Iquique Miasto jak miasto, kolorowo, gorąco i tłoczno: Ale ma ładny rynek, zachowany z czasów, gdy miasto było ważnym ośrodkiem górniczym i wypływały stąd statki z saletrą. Najważniejszy zabytek Iquique, wieża zegarowa: Najładniejsze są jednak drewniane zabytkowe budynki: Czasem bajzel architektoniczny lepszy niż u nas: Tak kolonialnie jakoś: Hmm. Była powódź, trąba powietrzna, ale naprawdę już starczy, dziękujemy… W Iquique wbijamy się na Ruta-1, równoległą do Panamericany, tyle, że biegnącą brzegiem Pacyfiku. Widoki – nie da się opisać. Po prawej ocean, którego fale z hukiem rozbijają się o skały, a z lewej szczyty górskie wznoszące się do 2000 m. W kategorii „droga, na której możesz zaślinić tapicerkę w samochodzie” zajmuje bardzo wysokie miejsce. Tak troszeczkę może pokaże to ten filmik. Całe 20’ Z tym dniem będzie mi się kojarzył czołowy bard Chile – Alberto Plaza. Taki nasz swojski Krzysztof Krawczyk. Proszę o usprawiedliwienie – Nomade nie miało anteny i nie było radia… Musieliśmy zatem nabyć jakieś CD. Dana i Krzychu po konsultacjach z miejscowymi wybrali podobno najbardziej chilijskie z chilijskiego i tak oto mamy do wyboru albo ludową muzykę północnego Chile, albo słodko – romantycznego do bólu Alberto. Po przesłuchaniu każdej z nich jesteśmy pewni, że ta druga jednak jest lepsza ![]() Na obiadek w formie empanady (czyli gorącego, smażonego pieroga z farszem) oraz melonów i arbuzów zatrzymujemy się po drodze Pod wieczór zaczynamy szukać miłej, zacisznej plaży odpowiedniej dla guerrilla camps. Może tu? Może trochę dalej? Ta będzie akurat: To nasz (przynajmniej tak nam się wydaje) ostatni wieczór razem, pięknie zachodzące słońce, więc robimy większą fotosesję: To zdjęcie mi chyba wyszło (no dobra, skromność nie jest moją dominującą cechą) Kolejne zdjęcie do katalogu Suzuki: Rozbijamy nasz „partyzancki obóz”: Krzychu coś majstruje: a słoneczko zachodzi: Rozgwiazdę udało mi się w całości dowieźć do domu i dołączyła do mojej łazienkowej kolekcji muszli. Trochę świeża jeszcze była, więc nadal lekko podśmierduje zepsutą rybką ![]() ![]() Landszafcik totalny: Siedzimy do późna obok namiotów, obłędnie rozgwieżdżone niebo nad nami, w końcu ktoś mówi: po cholerę będziemy wchodzić do namiotów, jaki taki widok nad głową? ![]() Szybko wyciągamy karimaty i śpiwory, między skałami i namiotami prawie nie wieje i zasypiamy patrząc na gwiazdy. Szkoda tylko, że nigdy nie zdążę pomyśleć żadnego życzenia, jak spadają. A może… a może jest tak dobrze, że już nie potrzeba mieć innych życzeń? cdn...
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą Ostatnio edytowane przez jagna : 11.03.2012 o 18:47 |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Krew, pot i łzy czyli moje spotkanie z Czarną Afryką [2012] | Neno | Trochę dalej | 52 | 07.03.2013 13:42 |
Zobaczyć Iran - czyli 4 dni w Armenii. [Czerwiec 2012] | majek | Trochę dalej | 104 | 26.02.2013 14:33 |
Twierdza Kłodzka 2012 czyli Czas kazamat | arturro007 | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 368 | 13.05.2012 21:42 |