![]() |
|
Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj... |
![]() |
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() |
#141 | |
![]() Zarejestrowany: Oct 2011
Miasto: Kiełczygłów
Posty: 1,988
Motocykl: RD07a
Przebieg: 00000
![]() Online: 4 miesiące 6 dni 18 godz 38 min 29 s
|
![]() Cytat:
![]() |
|
![]() |
![]() |
![]() |
#142 |
![]() Zarejestrowany: Nov 2018
Miasto: Olsztyn (Wa-Ma)
Posty: 282
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: mój 3,5
![]() Online: 1 tydzień 3 dni 18 godz 12 min 22 s
|
![]()
No to ja jeszcze o krukowatych, o kawkach - było tu wspomniane...
Jeśli znajdziecie małą kawkę, która wypadła z gniazda, to jej ... nie "ratujcie", o ile nie chcecie ponosić konsekwencji tego czynu. Kawki są do bólu "rodzinne", jak takie pisklę wykarmicie - to dla niego będziecie RODZINĄ - a kawka rodziny nie zostawi. Nigdy... Nie da się takiego odkarmionego kawczęta "zwrócić naturze"... To się nie uda. Kawka będzie chciała być zawsze z Wami. Tak pod rozwagę...
__________________
Psy szczekają, a motocykl jedzie dalej... RUSSIAN GO HOME ! ! |
![]() |
![]() |
![]() |
#143 |
![]() |
![]()
Propo inteligencji ptaków to widziałem w zbukareszcie gawrony układające kasztany na tory trawmajowe
![]() ![]() Nasze pod domem nosiły kasztana na lampę i korzystały z grawitancji.
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa |
![]() |
![]() |
![]() |
#144 | |
![]() |
![]() Cytat:
|
|
![]() |
![]() |
![]() |
#145 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 186
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 18 godz 29 min 54 s
|
![]()
Magneto, z ust mi temat wyjadłeś...
![]() Zabałaganiłem trochę w "szkockiej", gdzie wywróciłem kilka stolików jak słoń w składzie porcelany, bo z piciem rano trzeba uważać. Świeżutki temat w Ptasiej Strefie. Autor zapewne film nakręcił wcześniej, bo temat aktualnie gorący jest i fajnie, że go poruszyłeś. Tak, krukowate to bestie konformiści. Tu nie ma litości. Podobnie z mewami. Nie jeden raz byłem świadkiem jak mewa próbował zatłuc gołębia. Ale i kot się pojawił więc... To kolejni wyrafinowani zabójcy w miejskim klimacie. chcesz mieć ptaki na swoim podwórku? Uważaj na koty. Na moim podwórku obecnym wszystko jest/miało miejsce ale ptaków już nie ma. Kota zresztą też... "Historia jednego podwórza" właśnie osiągnęła... a może bardziej samo podwórze - stan, który przyprawia mnie, najłagodniej rzecz ujmując, o głęboką refleksję. "Piękny" scenariusz, w sensie dobry na film/serial. Potrzebuje jeszcze kilku dni, by to zebrać jakoś do kupy (kamieni), więc tymczasem "dokończę" temat rudzika (ptaka z pomarańczowym brzuszkiem), bo w sumie moja historia z rudzikiem jest odpowiedzią moją na to, jak powinno wyglądać "jedno podwórze" a nawet nie jedno... |
![]() |
![]() |
![]() |
#146 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 186
Motocykl: Wrublin
![]() Online: 2 dni 18 godz 29 min 54 s
|
![]()
Literaturą pojadę.
Jest wątek o tradycyjnej kosie ale nie po czemu. Tylko sygnalizacja. Po czemu jest tutaj. Na moim podwórku. Powrót do korzeni. Im bardziej jestem starszy, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że warto żyć życiem, którego inni nie rozumieją. Clint Estwood Powrót, bo mam serdecznie dość komfortu narzucanego mi siłą i w ogóle. Ogólnie to powoli zaczynam mieć to wszystko w czterech. Jeszcze dekada i jadąc bez kasku na rowerze będę zwykłym przestępcą. Więc zanim do tego dojdzie będę hulał bez niego a jak to robić bez zaniemania wykładam na stronie bezkasku.pl Zatem do lektury właściwej... "Starzy kosiarze potrafią być z kosami zżyci. Klepią je nie na byle jakiej babce, tylko dobranej. Ostrze nie może być pofalowane ani wyszczerbione. No i kosisko musi być jak trzeba, ale każdemu służy trochę inne. Dziadek wspomina, jak mu ukradli kosę. Samo ostrze. Dobre ostrze. Ale mieli złe kosisko, więc poszli do sąsiada i ukradli mu dobre. Trzeba być zżytym z tą robotą, żeby nie tylko wiedzieć, czym kosić, ale i co kraść. Ale dziś o dobrą kosę niełatwo. Najwięcej tych z blachy. - Ale, wtajemnicza nas dziadek, czasem Ruskie dobre kosy przywożo. Siano trzeba było na nosiłkach, inaczej "nosidłach" - dygać do stogu. Nosiłki to nosze z dwóch kijów. Stogi rosły, czesane na koniec grabiami, żeby nie były kostropate, żeby w deszczowe dni woda spływała z nich niczym z dobrej strzechy. Na spadzistej powierzchni stogu kładło się jeszcze i mocowało kije, tak zwane chrusty, żeby siano się nie zsuwało. Ile czasu trwała robota? - Zależy, jaki stóg, tłumaczy Tadeusz Klepadło. Jak z pół hektara, to i w godzinę się stawiało. Jak z półtora, to dłużej, ale jak było dużo siana, to i z hektara trzeba było stawiać parę godzin. Sam ustawił w życiu kilkadziesiąt stogów. Do tej roboty można się było wynająć u innego gospodarza, jak brakowało grosza. Bogatsi potrafili wyzyskiwać biedniejszych i przy koszeniu, i przy innych robotach. Gzy na bagnach dokuczały okrutnie. Zwłaszcza w słońcu. - Czasem jak się nosidła niosło i już tylko ze 20 metry do stoga brakowało, a tu nagle który taki uciął, że się chciało zatrzymać, ale nie szło, człowiek zęby zacisnął i szedł dalej. Raz jak kosił ja na Czarnej Brzezinie i taki uciął, to ja nie wydzierżył, jeno kosę na sztorc postawił, jakby jo miał ostrzyć, i tak się zamachnął, że na ostrze trafił, i do dziś ślad na ręce został, a krew sikała, że nie daj Boże, parę chustek poszło, żeby to zatrzymać. Czasem sam kosiarz albo i cała rodzina kryli się w stogu przed deszczem lub burzą. Na pustkowiu przy burzliwej pogodzie nie było to zbyt bezpieczne ukrycie, jak i sama zresztą robota pod chmurzącym się niebem. Kiedyś z łąk do wiejskiego urzędu pocztowego, gdzie był telefon na korbkę, przybiegła kobieta. - Dzwońcie po pogotowie, bo ojca piorun trafił - krzyknęła. Stożył stóg, stał już na górze. Przeżył, ale trzeba było amputować zesztywniałą nogę. Najwięcej stogów stało na łąkach nadrzecznych. Były ich tysiące. Bo i siano z łąk, nawożonych przez samą rzekę odkładającą żyzne osady i tworzącą mady nadrzeczne, było tu najlepsze. - Jak się zwiozło do stodoły, to się chciało jeszcze postać, pooddychać, tak pachniało!... opowiadał nam jeden z rolników. Dlatego łąki nadrzeczne, nawet nietknięte przez meliorantów wciąż są wykaszane. Można na nie wjechać po ustąpieniu zalewów, bo sporo tam łagodnych wypukłości z naniesionego przez rzekę materiału. W głębi doliny, na pokrytych głównie turzycami torfowiskach stogów było mniej, bo tam z takiej samej powierzchni jak nad rzeką zbierano mniej siana, trzeba więc było pracować na większych i trudniejszych dla koszących powierzchniach. My, miejscy przybysze, widywaliśmy już ostatnie stogi, które jak spiczaste berety wystawały z porannych czy wieczornych mgieł. Stały tak przynajmniej do zimy. Dopiero wtedy można było zwieźć siano. Tadeusz Klepadło już tylko z opowieści dziadka pamięta, że kiedyś jeżdżono po nie żeleźniakami, czyli wozami na żelaznych kołach. - Jak był mróz, to taki żelaźniak na bagnie rozcinał kępy na pół, a pod spodem już miał twardo. Gdy leżał śnieg, najlepsze były sanie. A jak mróz i śnieg nie dopisały? - To się brało takie sanki jak dziecięce, tylko większe, sami my takie robili, objaśnia Klepadło, i ze dwie kopy na nie się nakładło. Kładło się dwa drągi w poprzek, żeby było na co nakładać. Jeden z przodu ciągnął za powróz albo za łańcuch, z tyłu dwóch popychało. I tak z pięć razy trzeba było obrócić, żeby zwieźć z pół fury, i dopiero do domu. Raz to my dziadka zgubili. Jechalimy Groblą Honczarowską na naszą biel, Strymień tam się to nazywa. Konia my mieli młodego, a z grobli trzeba przez rów przejechać. Stary to powącha, powącha i dopiero pomału pójdzie, a ten, jak skoczył, to sanki poszły w powietrze, a dziadka nie ma! Patrzę, w rowie leży, raz-dwa go z ojcem wyciągnęli, na grądziku zapalili ognisko i tak się suszył. A ja pamiętam, rogi z łosia wtedy znalazł. Słowem: szczęście w nieszczęściu. Dziś Tadeusz Klepadło już nie kosi na bagnach. Większość łąk sprzedał. Zostawił półtora hektara w dwóch kawałkach, by na stare lata pójść, pospacerować, pooglądać. Kosili jeszcze z synem ze trzy lata, jak były dopłaty, ale potem przestali. - Dziś lepiej ziemi dokupić, słoma to lepszy towar!, wyjaśnia gospodarz". Fragment książki Grzegorza i Tomasza Kłosowskich pt. "Biebrza. Opowieści o rzece...". |
![]() |
![]() |
![]() |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Historia pewnego pomysłu czyli zapraszamy na Letni Zlot FAT 2013 | Mat | Imprezy forum AT i zloty ogólne | 53 | 19.04.2013 08:15 |