![]() |
#37 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Zambrów
Posty: 1,024
Motocykl: CRF1000L
Przebieg: 64321
![]() Online: 1 miesiąc 5 dni 9 godz 15 min 6 s
|
![]()
... wjeżdżam do centrum. Korek na wjeździe jak diabli. Przeciskam się i widzę przyczynę ..masakra
![]() ![]() Jadę dalej. Hmm jak bym tu nie był. Jazda solo jest jednak fajna. Miasto smakuje zupełnie inaczej. Teraz to czuję, samotne podróżowanie to jest to, kwintesencja przygody! Chce mis się krzyczeć w zachwycie nad pięknem miasta podczas gdy będąc tu w grupie kilka dni temu na usta cisnęły mi się przekleństwa. Tak, dużo mocniej otworzyłem się na Bliski Wschód, dużo, dużo szerzej. Zaczynam mieć w dupie czy zdążę „na przyczepę” , oddaję się temu wspaniałemu uczuciu, znów kończy się napinka, prawy nadgarstek odpuszcza... Przeciskam się jednak dalej w korku delektując widokami. Za bardzo nie mam wyjścia bo w mieście noclegu za free to ja raczej nie znajdę, choć może może, przechodzi mi przez myśl kilka fajnych pomysłów które jednak porzucam po chwili. Jadę dalej, dalej w korku... Docieram do 2 „małych” tenerek na duńskich blachach. Kolesie w czystych kombinezonach, czyste motorki, za szybą dumnie drogę wskazuje Zumo 660 od Garmina, kuferki błyszczą a na nich dumny napis Copenhagen – Cape Town mówi wszystko za siebie. Oddaję im szacunek, podziwiam długość trasy jaką zrobili. Szybka wymiana zdań łamaną angielszczyzną ( oczywiście to ja ją łamałem ![]() Dlaczego ? Wszystko wyjaśnia się po kilku metrach gdyż przed nimi ( dopiero teraz zauważam ) jedzie obstawa, w postaci załogi w wypasionym wyprawowym aucie 4x4. Wyciągarki, zapasowe gumy na bagażniku dachowym, łopaty, kanistry... full wypas, profeska na maxa ! Chłopaki doganiają mnie na światłach i ściągają na chodnik . Szybka wymiana zdań i zaproszenie na kolację ( patrzą na moją umorusaną, styraną Hondę, na mnie ukurzonego do granic możliwości, stertę bagaży – i stwierdzają , że oni płacą). Niestety czas nie pozwala ![]() ![]() ![]() Dojeżdżam do granicy, nie mam już paliwa ani zielonej waluty, nie mam też SYP, została nieprzydatna karta (na swojej drodze spotkałem tylko jedną normalną europejską stację gdzie można było zapłacić kartą, zjeść coś dobrego a w sklepie o powierzchni ok. 100m zrobić zakupy co oczywiście uczyniłem ) i 10 euro ![]() Celnicy uwijają się tak szybko jak tylko mogą, pomagają mi, kierując od okienka do okienka. Ja w pełnym zaufaniu biegam wraz z nimi, obsługiwany poza kolejnością. Niestety, nie wiem dlaczego myśleli,że ja wjeżdżam i odwiedzaliśmy nie te okienka co trzeba ![]() Kupuję batonika i butelkę wody (2 zł za wszystko, a mówią, że Turcja jest taka droga !). Spożywam w pośpiechu dostrzegając, że jestem znów biedniejszy. 5L paliwa poszło w pi***. Gdzie i jak nie wiem. Nie wnikam. Drugą piątkę mocuję więc dwa razy mocniej. Ruszam. Nie ujeżdżam daleko bo piździ jak na Syberii. Zakładam na siebie wszystko co mam. Dobrze,że schudłem przez to zatrucie bo bym nic pod kurtkę nie zmieścił ![]() ![]() Noc mija mi szybko. Jazda, tankowanie, jazda,tankowanie, batonik … i znów jazda ![]() Tankuję bodaj 5 czy 6 raz. Jest zimno do tego stopnia, że smar w przełączniku zgęstaniał tak, że nie działają kierunki lub działają z kilkusekundowym opóźnieniem a światła drogowe wracają do pozycji mijania po 5-10 minutach, jadę więc cały czas na „krótkich”. Podgrzewane manetki... albo się zepsuły, albo nie wyrabiają. Nogi...jakie nogi, czuje coś co prawda powyżej kolan ale to nie to co zawsze ![]() ![]() Rano, tankując już chyba po raz 15ty wypatruje promyków słońca. Są ale ciepło robi mi się dopiero jak przysypiam i o mało nie ładuje się w jadący przede mną autobus. Na chwile, potem tylko zimny dreszcz przechodzi mi po plecach, potem następuje pierdolniecie pięścią w kask i lecę dalej jak by nigdy nic. Wybieram autostrady, bez mapy mógłbym się pogubić ;D Mam być najpóźniej w południe. Mało realne ale gonię ile Trampek ma sił, spalanie skacze do blisko 8L a zasięg spada do niecałych 200km (tankuje wcześniej by nie utknąć na autostradzie) . Bramki.... płace tylko raz – 9PLNów , reszta jakoś się udaje mimo że coś tam piszczy przeogromnie jak przejeżdżam ale stojąca za bramkami policja nie reaguje. Nie wiem dlaczego. 3AM pod Ankarą, przed Stambułem horyzont po stronie wschodu zaczynał już jaśnieć ![]() ![]() Pakujemy motocykle, układamy graty jakoś w miarę logicznie i bez straty minuty ruszamy. Kierunek Warszawa. Jest już po 2 AM ![]() Dystans: 2222km Autem droga mija nam szybko bo w stolicy jesteśmy już ok 1AM, zrzucamy po kolei motocykle i zostawiamy kolejnych uczestników. Na koniec jeszcze Wyszków gdzie wysiadam również i ja a Sławek tymczasem wraca autem do domu, do Warszawy. Jeszcze 30 minut pakowania,ubierania. Motocykl już rozgrzany, siadam, wbijam jedynkę i... ginie mi światło mijania ![]() Dystans : 65km |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
PRZEZ KRAJ PARTYZANTÓW, KOKAINY I KAWY: czyli pekaesem po Kolumbii. [Listopad 2011] | czosnek | Trochę dalej | 48 | 12.01.2013 01:50 |
Mój mały reset - cztery dni na wschodzie | Jaskola | Polska | 25 | 15.08.2012 11:02 |
Otwieram Wrota Afryki czyli... lek na jesienną depresję vol.2 [Listopad 2011] | Neno | Trochę dalej | 148 | 22.01.2012 19:08 |
Na hiszpańskich papierach, marokańską pistą w pizdu [Listopad 2010] | consigliero | Trochę dalej | 8 | 25.08.2011 14:30 |