Za Sierpnicą...

...Golgota.

Przypadkowa rejestracja obrazów...

...podejście odmierzam ilością kroków.
Od dobrych dwóch km dreptam z rowerem a nie na nim jadę.

Tu miał być "koniec". 100m dalej znowu zsiadam z roweru...
Nie mam sił. Kompletnie.
Wreszcie...

...w dół. Wreszcie.
Jeszcze chwila...

...bo musiałem wyhamować przed sporą grupką młodzieży, która mi po prostu nie ustąpiła miejsca. Cała droga ich. Brałem ich slalomem.
W końcu upragniony zjazd do Walimia. Zatrzymuję się przy skrzyżowaniu na Glinno ale najpierw jakieś zakupy.
Pytam się wczorajszego lokalesa o jakiś market. Wskazuje koniec miasta w dole. Prosi mnie o drobne wsparcie. Szukam po kieszeniach ale mam tylko 5 koron i 50zł.
Marketem jest Dino. Moje zakupy, to czteropak kasztelana niepasteryzowanego, dwie porcje śledzika na raz i 250ml 12-stki do kawy. Zapas wody mam.
Nie wyciągam sztućców... jem palcami. Przygląda mi się grupa... Tajów albo innych Filipińczyków. Nie zwracam na nich uwagi. Tłustymi palcami kremuję twarz. Wsiadam na rower. Przede mną ostanie tego dnia 2km.
Dojeżdżam do skrzyżowania i... schodzę z roweru. Nie jestem wstanie jechać, nie jestem wstanie pchać... Spinam się ostatni raz. Miejscówki mam dwie do wyboru. Rozstrzygnę o wyborze na górze.
Decyduję się na skrót przez pola.
Kiedy wtaczam się na "plateau"...

...odwracam się za siebie, dopiero potem powoli...

...przed siebie...
Moja miejscówka, ta najbardziej spodziewana - zajęta. Odbijam w lewo...