Dzięki Gończy.
I jeszcze jedno kylo... Na tym kampie bardzo ograniczony zasięg, nie było wi fi.
Była męska grupa Polaków, obchodząca urodziny kolegi. Przyjechali dnia poprzedniego, jak ja, tylko późnym popołudniem.
Delektowali się... tyskim i to już od rana.
Ale nie o nich. O tym braku bodźców. Po raz pierwszy na tej wycieczce, tak sam dla siebie wyciągnąłem gitarę z pokrowca.
Rankiem, z 5-cioma koronami w kieszeni pozostało mi tylko zrobić sobie kawę z odmierzoną na ten dzień porcją śmietany i pokontemplować najbliższe otoczenie.
Noc musiała być chłodna, bo ja miałem co suszyć a rodacy już po siódmej byli na nogach, biorąc po kolei długie, gorące prysznice. Ja natomiast miałem ochotę się porządnie schłodzić w porannym słońcu.
Wlazłem do kabiny i puściłem wodę. Przez moment leciała zimna ale tylko przez moment, zaraz potem gorąca. Wyskoczyłem jak oparzony.
Od kiedy nie biorę ciepłych kąpieli...? Najdalej sięgam pamięcią do połowy lat 80-tych ale ów brak miał miejsce jeszcze w czasach szkoły średniej.
Zasadniczo, po przeczytaniu
Znaczy kapitana zmieniłem nastawienie własnego ciała do otoczenia na długie lata. W ogóle lektura tej książki była pierwszą w moim życiu. Ile miałem wtedy lat...? Na pewno było to MŚ w 74-tym, kiedy to kupiłem swój pierwszy, osobisty rower marki Ukraina.
Skoro Karol Olgierd spał na podłodze, to spałem i ja. Fakt, że potrzebowałem tydzień, by ciało przywykło do podłogi i bym dziwnym trafem, rano nie budził się na łóżku. Mój bohater miał 6 stóp wzrostu, ja dwie, obute w podarte trampki.
Miałem nic ale potrafiłem być szczęśliwy. Owszem, chciałem mieć lepsze trampki i dżinsy, które w trakcie użytkowania się wycierają i zupełnie niepotrzebnie kurczą. Do tego były grube, szyte potrójnym ściegiem i nazywały się "rajfle". Musowo podwinięte nogawki, tak jak nosił się Paragon...
Siedząc rano wiedziałem, że to ostatni poranek AntyPedaliady. Zaraz wejdę w zasięg i będę musiał żyć - skundlony tymi kampami, komfortem itd.
Dlatego jak oparzony wyskoczyłem spod prysznicu, niczym diabeł rażony kubłem święconej wody.
Poszedłem na drugie skrzydło, gdzie z kranów leciała jeszcze zimna i opłukałem się, ile mogłem.
O 9-tej byłem już gotowy do drogi.
W życiu nie pomyśłałbym, co mnie tego dnia spotka...
P.S.
Emek ładnie wyłapał błąd zupełnie nie istotny ale nie wyłapał kolejnego.
W sumie się nie dziwię, bo kogo dzisiaj obchodzi współczesna pedagogika? Wystarczy nowoczesna i p. Kotula np., która nawet nie ma statusu Kwaśniewskiego (ja mam) ale oczywiście wie lepiej.
Tomasz nazywa się "Wilczewski".