Majówka - luz
Car miał monopol, w sensie zadbał prawnie o to, by produkować wódkę i czerpać zyski z niej na carską wyłączność.
A za czasów jego (Aleksander II Romanow) już pito w Rosji na potęgę. Upadek I RP też naznaczony jest mocnym alkoholem. Okowita niemal całkowicie wyparła piwo i polskie "wino" czyli miody jeszcze w drugiej połowie XVIIIw.
Polecam Listy z Rosji markiza de Custine`a, w których jawi się obraz imperium, który nie zmienił się do dziś niemal o jotę. Kraj z wbitym w geny wielopokoleniowym dziedzictwem z językiem przemocy, przekleństwami i lejącą się litrami wódką.
W 1862 Turgieniew wydaje Ojców i dzieci popularyzując nihilizm.
"...zniszczenie istniejących instytucji społecznych przez całkowitą negację władzy, wartości religijnych i moralnych. Zapuszczając korzenie wśród wykształconych Rosjan, nihilizm przerodził się w radykalną, destruktywną siłę działającą według zasady: Żądza zniszczenia jest żądzą kreatywną..."
21 lat później Aleksandra II, rzucona mu pod nogi bomba, rozerwała niemal na strzępy.
Dopiero po bolszewickiej rewolucji "zmarłemu 1 marca mężczyźnie" przypisano imię i nazwisko. Władze robiły wszystko, by trwale wymazać z historii Ignacego Hryniewieckiego.
Analogii do czasów współczesnych mnóstwo i to na wielu płaszczyznach.
Ale nie do końca o tym.
Zasadniczo już niebawem, otworzę przestrzeń nad jedną z nich pt.:
Gdzie są granice między dobrym a lepszym...
Tymczasem chwilowo zaspokoję ciekawość tych, którzy mnie zewsząd teraz pytają: Dariusz, jak ty masz na imię?
Zatem krótko.
Z okazji 50-lecia bytowania (mojego) roweru Ukraina (rocznik 1974) w lutym zeszłego roku zabrałem go/ją (zapomniałem zapytać jak się utożsamia) w jego/ją podróż życia.
Przez Białoruś, Rosję, Kazachstan, Turkmenistan, Afganistan, Iran, ZEA, Arabię Saudyjską. Kuwejt, Irak, Iran, Azerbejdżan, Gruzję, Turcję, Grecję, Macedonię, Serbię, Węgry, Słowację wróciłem po 10 tygodniach tułaczki do domu.
Jak jechałem w 2018 Golfem 2 w Pamir, wydałem 1500zł na, paliwo, ubezpieczenie zdrowotne plus extra kasę na wizy (rosyjska, uzbecka i chyba TJK - już nie pamiętam).
Rok temu na wszystko (wszystko co do joty) wydałem 1500$. Takie założenie miałem i tylko tyle kasy zabrałem. Wróciłem z 20$ w kieszeni.
Oczywista tradycyjnie, w trybie lat 80tych. Toczka w toczkę jak w Pamir w 2013-tym ale jeszcze bardziej ortodoksyjnie. W sensie ograniczeń ale nie stricte rowerowych. Nie jestem w grupie, co to "wszystko musi na kołach". Gdyby tak było, to na bank bym jeszcze z wycieczki nie wrócił.
Jak zrealizuję misję, to coś tu dopiszę. Najpierw jednak muszę wywołać zdjęcia, które od roku leżą w lodówce. Jakoś nie mam... odwagi i o dziwo - potrzeby. Może teraz się zmobilizuję?
Znaczy ogólnie taki rowerowy piechur jestem. Żadnych jednakowoż extremów. Na globusie PL od trzech lat realizuję zdobywanie rowerowo kulminacji mezo i mikroregionów. Te ostatnie, to w najbliższej okolicy.
Takie moje marzenie - wciągnąć w program moje wnuki. Wiadomo... To jeszcze trochę potrwa a ja przez te "trochę" muszę podtrzymywać formę.
Niewątpliwie moim sukcesem jest fakt, że to ja drapichrusty nauczyłem jeździć na rowerach.
|