Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21.06.2009, 08:32   #159
Lepi


Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: Poznań
Posty: 5,602
Motocykl: 690 Enduro
Lepi jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 2 tygodni 1 dzień 4 godz 22 min 10 s
Domyślnie

Znad Hyargas nurr ruszylismy do Naranbulag. Przed Naranbulag ponownie zgibilem srube od zadupka. Moto prowadzil sie fatalnie. W wiosce wszystko naprawione, tym razem sruba taka jaka powinna byc a nie taka jaka byla dostepna
To mial byc ostatni dzien w mongolii, potem tylko dojazdowka do granicy. Czegos brakowalo mi na zakonczenie. Bylo roznie ale ani razu nie dostalem w kosc tak, zebym mial naprawde dosc. A poniewaz ostatnimi dniami, gdy jechalem sam, jechalo mi sie swoim tempem calkiem fajnie, postanowilem odbic na Ulaangom i jechac trasa "polnocna", wedlug informacji Roberta nieprzejezdna. Robert pojechal na zachod do Ulgi (Olgy).
Do Ulaangom wiodla super droga, zatankowalem paliwo do kanistra bo droga miala byc ciezka i dluga, ponad 200km. Z Ulaangom bylo troche asfaltu ale szybko trzeba bylo skrecic w pasmo gorskie i przecisnac sie przez urocza przelecz, gdzie o dziwo bylo troche roslinnosci i skaly koloru czerwonego. Bylo czadowo, sporo szutrowych podjazdow, ktory mozna bylo objechac ale poco? Opona nie robila wiec wyciskalem co sie dalo z kata. Az mi sie pierwszy raz zgrzal. Zrobilem wiec postoj i kilka fotek. Nad glowa splataly sie jakies dwa drapiezne ptaki w tancu godowym. Zanim wyjalem aparat zdazylem tylko zrobic fotke z oddali.
Juz spokojnie dojechalem do jeziora Uureg nuur. Znow bajeczne widoki. Dalej droga byla kiepska i wymagajaca. Na jednej dziurze prawie wyrwalo mi oba barki. Przez chwile wydawalo mi sie, ze mam nogi wyzej od glowy. Ale kiery nie puscilem, balem sie, ze rozwale sie jak wczesniej i nikt mnie nie pozbiera. Raz wolniej raz szybciej dojechalem do wioski Bohmoron. Straszne zadupie polozone wsrod bajecznych skalek. Raj do wspinania ale ja wole zatankowac i w droge. Nie bardzo potrafiono mi wytlumczyc jak jechac. Chcialem do Tsagaannuurr. Mialem wrazenie, ze pukaja sie w glowe. Nic to. Jak niema drogi jak na nawigacji jest. Jade na czuja tropiac slady innych pojazdow. Dojezdzam do dziwnego rozlewiska porosnietego drzewami przypominajacymi lasy namorzynowe. Pierwszy brod, lekkie zawachanie. Bedzie mokro. Przejezdzam bez problemu. Z drugiej strony dzieci pieka na kiju glowe barana. Masakryczny widok. 100 metrow dalej rzeka na 30 metrow. Zatrzymalem sie. Dzieci zachecaja mnie zebym jechal. Przyszedl ktos starszy i mowi, ze to niemozliwe. Ja upieram sie ze jade. Powiedzieli ze zorganizuje wiecej ludzi i przeniosa moto. Bez sensu, przeciez moga mnie tez wylowic. Wrzucam 1 i gaz. Jade, coraz glebiej, kola pod woda. W polowie chwyta mnie nurt, niema wyjscia skrecam i jade wzdluz rzeki. Coraz glebiej, kanapa pod woda. Ryzykuje i skrecam w prawo, pod skosem dojezdam do brzegu kiladziesiat metrow dalej niz planowalem. Niedlugo ciesze sie szutrem. Kolejny przejazd przez rzeke, jeszcze szerszy ale chyba spokojniejszy. Tym razem nie wacham ani sekunde, jestem mokry, nakrecony, a cofac sie nie bede prze poprzedni brod bo to szalenstwo. Ogien i do wody! Poszlo gladko, mokre jest juz wszystko. JAde dalej i z marszu lykam kolejne, mniejsze brody i straszne kluczenie wokol wszystkich przeszkod. Po 40 min jestem 2 kilometry od wioski, z ktorej wyjechalem. Nie czuje nawet zimna. Po prostu jade. Z przodu mam malo powietrza jak na kamienie, ktore sie pojawily. Wspinam sie na przelecz. Z drugiej strony czai sie zlo. Widac tylko ciemnosc. Jest coraz trudniej. Od przeleczy deszcz, ktory padal tu juz od kilku godzin. Pozostalo jakies 30 km. Opona sie slizga, coraz czescie robie bledy. Nie mam juz sily. Boje sie zatrzymac. Nie byl bym w stanie wsiasc spowrotem. Po lewej stronie zbocze, po prawe przepasc. Jade powoli, boli mnie juz wszystko. Najgorzej barki i kolana. Z przepasci ktos do mnie macha. Stoi jurta. Chce tam zjechac ale nie wiem ktoredy. Pozostalo 20 km. Caly czas pada, Jestem caly przemoczony. Widocznosc kiepska. Jestem na siebie wk*rwiony, ze wpakowalem sie w takie gowno. Nie mysle juz o niczym, nie pamietam drogi. Ktos do mnie biegnie i macha, proponuje nocleg za kase. Wiec jednak dojechalem. Podobno jest tu niebezpiecznie i chca wniesc motocykl do domu. Nie mam sily na takie zabawy, rozpedzam sie i wjezdzam po schodach, cudem trafiam w drzwi. Zrzucam wszystko z siebie i zasypiam z usmiechem na twarzy. Jest 19:30.
O 22 budza mnie na jedzenie ale to juz inna historia.
__________________
"A jeśli nie znajde w swej głowie rozumu to paszport odnajde w szufladzie..."
Lepi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem