Odcinek 9, czyli lazy day in Arequipa
do Arequipy dojeżdżamy wieczorem, oglądając przy wjeździe niekończące się slumsy. No cóż, w końcu drugie największe miastu w Peru…
Przed wejściem na dworzec dość ciekawe plakaty: nie daj się oszukać taksówkarzowi, sprawdź, ile powinien kosztować kurs! I poniżej cennik
Nasz taksówkarz nie oszukuje, ale za to zaliczamy nocne tankowanie na stacji
W środku nocy zadowalamy się pierwszym lepszym hostelem, jest standartowo, czyli, ciasno, ciemno i niezbyt czysto

Ponieważ chcemy tu zostać ciut dłużej, rano szukamy jakiejś lepszej miejscówki.
Miasto całkiem zadbane, przynajmniej Plaza de Armas:
technologia rejli w służbie ludzkości:
Po raz pierwszy korzystamy z poleconego w „Lonely Planet” hotelu i to jest strzał w dziesiątkę.
W tak luksusowym miejscu jeszcze nas nie było. W dodatku za te same pieniądze, co gdzie indziej.
Jest czysto, słonecznie, normalna pościel i normalna łazienka. I do tego wspólna kuchnia, fajne miejsca do siedzenia. Zostawiamy bagaże i ruszamy w miasto.
W Arequipie jest jeden ważny zabytek: klasztor Santa Catalina, czynny od 1579 roku do dziś. Kiedyś przyjmowano do niego wyłącznie hiszpańskie damy z dobrych dworów i podobna każda z nich wprowadzała się z własną służbą.
wejście do części udostępnionej zwiedzającym:
Niestety wejście kosztuje sporo, ale chyba jest tego warte:
Każda zakonnica miała swoje mieszkanko (nie była to bynajmniej cela)
tu służba gotowała:
a tu prała:
uliczki pomiędzy domami mniszek:
Podobno mniszki tak dobrze się w klasztorze bawiły, a imprezy miały taką reklamę, że w końcu papież przysłał tu nową matkę przełożona do zrobienia porządków
obecnie część klasztoru przeznaczona jest na galerię:
Kolejny punkt dnia to wykup wycieczki do kanionu Colca, nie dojeżdża tam transport publiczny, więc znów jesteśmy skazani na pobyt zorganizowany…
Krzychu umiejętnie zbija cenę, wszystko w folderze wygląda rewelacyjnie.
Zgodnie stwierdzamy, że nie potrzebujemy hotelu, wystarczy nam pensjonat, ma być i łazienka, i ciepła woda, i nawet wi-fi…
Kupujemy
Wieczorem jeszcze jeden spacer „na miasto”:
Wieczorem zasiadamy w kuchni, obżeramy się niesamowicie słodkimi mango i wspominały hostele z Chile.
Gdzie co wieczór były międzynarodowe pogaduchy, imprezy, nawet tańce...
W peruwiańskich hostelach każdy siedzi w swojej własnej małej grupce, albo patrzy w swój własny ekranik...
Rano bagaże w depozyt i ruszamy do najgłębszego kanionu na świecie…