Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.01.2016, 13:06   #19
jagna
 
jagna's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 20 godz 7 min 10 s
Domyślnie

Zimno jest, wychodzić z domu się nie chce, znajomi dopominają się o wspomnienia z Peru, więc…

Nie wiem, czy pies z kulawą nogą tu zaglądał, ale co mi tam, dokończę

Odcinek 5, czyli Machu Picchu ominąć nie wypada

Tłumy turystów.
Pięciu przewodników, każdy w innym języku i każdy głośno.
W kadr wchodzi co najmniej pięciu Japończyków i trzech Rosjan.
Uff.
Ale co zrobić.
Być w Peru i nie być na Machu Picchu? No nie da się…

Sprawdziliśmy jeszcze w PL, że w lutym tłumów nie ma i bilet można kupić po prostu w kasie (w sezonie trzeba rezerwować dużo wcześniej, bo limit dzienny wynosi 2500 osób).

Rano Aquas Calientes wita nas cudowna pogodą:



Dookoła wysokie granie, więc mgła po prostu wisi i wisi… A w zasadzie to chyba chmury…
Kupujemy bilety (jedyne 62 $ za sztukę) i pytamy miejscowych, gdzie tu „lokalnie zjeść”.

No jak to gdzie. Na dworcu!
Nad dworcem jest mała hala, gdzie ulokowało się chyba ze 20 barów. Biali zaglądają tam rzadko, więc za śmieszne pieniądze dostajemy kawał ciepłego kurczaka w bułce oraz świeżo sporządzony koktajl owocowy – niebo w gębie.



Machu Picchu znajduje się tuż nad Aquas Calientes, ale jakieś 800 m wyżej. Można skorzystać z inkaskiej ścieżki i podejść.
My nawet nie próbujemy na tej wysokości – 2500 m n.p.m.
Korzystamy więc, zresztą jak 99% ludzi, z autobusów, które w 10 minut zawożą nas pod górę.

Śmiesznie – miasto odcięte od świata, wszystko transportowane koleją, a tu nagle stadko autobusów podobno przywieźli je na specjalnych platformach…



U góry kłębi się te 2500 sztuk turystów, do tego lokalni proponują usługę „przewodnictwa” (która nie jest ujęta w te 62$).
Wbijamy sobie pamiątkową pieczątkę do paszportu i w końcu jesteśmy w środku.

Machu Picchu wita nas oszałamiającymi widokami:



oraz cudowna pogodą:




Hmm. Stoimy, czekamy, nadal nic nie widać…
Jedynie Raf się zakolegował z miejscowymi



W przewodniku napisali, że często mgła podnosi się w południe i żeby być cierpliwym.
No dobra, spróbujemy. Zostawiamy samo „miasto” i idziemy się przejść jedną z inkaskich ścieżek, które prowadziły do Machu Picchu.



Ścieżka biegnie zboczem, w prawo lepiej nie patrzeć:



Dziwi nas brak jakichkolwiek barierek itp. Ech, europejskie myślenie





Po jakiejś pół godzinie dochodzimy do zakazu:



kilka lat temu można było dalej iść, ale zbyt wielu turystów zleciało na dół i w końcu przejście zamknięto.
Teraz tylko przez furtkę można sobie popatrzeć na inkaskie „zabezpieczenie” przed niepożądanymi gośćmi:



Kawałek ścieżki specjalnie wykuto i położono deski. Po ich zdjęciu można przejść jedynie w dół i w górę po wystających kamieniach (słabo je widać na zdjęciu niestety).
Na takim kamyczku mieściła się jedna stopa, ale podobno nie było to problemem dla Inków. Cala reszta świata spadała w dół
Wracamy:



Widoki nadal przepiękne:





Nawet lamy zrezygnowane:



No nic, będą mgliste zdjęcia…



Ale, w końcu, powolutku, powolutku, minuta po minucie, mgła się podnosi!







Widać nawet dolinę rzeki!



Będą nawet foty bez mgły



Lamom też poprawił się humor

__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem