Odcinek 3, czyli poza sezonem też ma swoje plusy
- Raf, litości, wakacje mamy, śpij!
- Jak ja mam spać, jak mi się to drze nad głową!
- Śpiewa jak już… Chryste, jeden ptaszek chyba…
- Jak jeden! Stado całe! Nie mogą gdzie indziej się drzeć, tylko akurat tu
Faktycznie, afrykańskie ptaszki to nie jakiś tam wróbelek. Nadają zdecydowanie głośniej.
Ale też repertuar mają jakby ciekawszy
Powoli ustala nam się codzienny rytuał:
- Andrzej wstaje pierwszy, robi obchód, w końcu nie wytrzymuje i zaczyna robić śniadanie;
- Raf marudzi, że go coś obudziło;
- Jagny nie można wyciągnąć z namiotu
Namiot dachowy to super sprawa. Wygodny, gruby materac w środku, pełna moskitiera, wszystkie śpiwory można zostawić w środku, składanie to jakieś 5 min, no i najważniejsze - jest się poza zasięgiem węży i skorpionów.
Rano widzimy, że na kempingu jest sporo starych samochodów, a raczej ich szczątków.
Niektóre całkiem ciekawie zagospodarowane:
Ciekawie jest też w środku:
Jagna usiłuje złapać wifi (jesteśmy średnio skomunikowani ze światem, bo działa nam jedna komórka na trzy osoby…)
Wracamy na szlak, droga prowadzi nas do bramy ǀAi-ǀAis Richtersveld Transfrontier Park (namibijskie rdzenne języki zawierają takie znaczki jak ! albo I).
Płacimy 80N$ (czyli jakieś 28 PLN) za osobodzień za wjazd do parku.
Do wyboru mamy jakieś 10 punktów widokowych, gdzie podziwiać można to:
czyli Fish River Canyon albo Fischfluss-Canyon albo Visrivier Canyon , jak kto woli…
Kanion Rzeki Rybnej jest drugim największym na świecie, 160 km długości, 27 km szerokości, 550 głębokości.
Można zejść na dół, ale jedynie zimą. Latem temperatura zabiła zbyt wielu turystów i wprowadzono zakaz. Nie chce nam się czekać do maja na pozwolenie, popatrzymy sobie z góry, też jest na co:
W najważniejszych punktach widokowych są barierki i daszki z cieniem:
Ale pozostałe 159 km kanionu - można podejść na sam brzeżek
Wspólne zdjęcie wymaga poświęceń (bo ADHD pognało Andrzeja na sąsiedni szczyt):
w dół lepiej za dużo nie patrzeć:
Na jednym z parkingów stajemy obok “altanki” i wpadamy w uzasadnione kompleksy:
Ekipa trzech młodych Niemców przyjechała z Pforzheim na kołach…
Którędy, można zobaczyć po naklejkach krajów…
Ehh…
Z Fish River kierujemy się na południe, do polecanych wszędzie gorących źródeł Ai-Ais.
Andrzejowi przypomniało się, że dawno nie widział swojego paszportu i nie ma pojęcia, gdzie go ma.
No to szuka:
Znalazł i możemy już spokojnie pozować do zdjęcia:
Zrobiło się górzyście:
Droga D324 łącząca kanion Fish River z Ai-Ais:
W końcu dojeżdżamy do gorących źródeł, gdzie oprócz nas błąkają się tylko pojedynczy turyści.
Tu niestety (ale tylko jeden , jedyny raz) żałujemy, że jest poza sezonem, bo gorące źródła nieczynne.
To znaczy te pod chmurką, bo te w hotelu i owszem.
W związku z tym, że częściowo nieczynne, są za darmo.
No jak tu nie skorzystać
Jak widać, warunki zakwaterowania w Namibii bardzo skromne
Wokół ośrodka buszują małpy:
Wymoczeni wracamy na szlak.
Mamy skrót zaznaczony na mapie cienką przerywaną linią i się zastanawiamy.
Ale droga najniższej możliwej kategorii wygląda tak:
Szuter jest tak gładki, że można malować bez problemu paznokcie
Dobijamy do szutru kategorii wyższej, czyli C :
I jedziemy kawałek C13 wzdłuż Oranjerivier (albo Orange River), która jest granicą z RPA.
Nagle ożywa komórka Andrzeja (która za cholerę nie chciała działać w namibijskim roamingu).
Korzystając z południowoafrykańskiego zasięgu Andrzej daje znać, że żyje:
A Jagna szpieguje przeciwległy brzeg
Jesteśmy w najdalszym kawałku naszej podróży. Znaczy - w najbardziej południowym. 28 stopni na południe od równika.
Czas zatem skręcić na północ!
Mamy przed sobą 200 km nudnego jak flaki z olejem szutru po płaskim. Hilux wyciąga ostatnimi siłami 120 km/h, a my prawie zasypiamy…
W Aus nie ma spodziewanego kempingu, ale widzimy za miastem drogowskaz na logde, a przy nich zwykle jest kemping.
Lodge połączone ze stadniną, dość luksusową, adekwatnie do niemieckiej nazwy “Klein Aus”
Kolejny raz zastanawiam się, dlaczego w afrykańskiej Namibii każdy obiekt turystyczny jest tak pięknie zaprojektowany?
Budynki wtopione w krajobraz, zbudowane z naturalnych surowców, kamień, drewno, zero krzykliwych kolorów, reklam…
Dlaczego u nas tak się nie da? Choć troszkę
Mimo, że ośrodek luksusowy, kemping jest tani i położony na odludziu. I bezprądowy

Raf dołącza swój aparat do kolekcji innych ładujących się na recepcji i jedziemy górską ścieżką na kemping, oddalony chyba ze 2 km.
Mamy oczywiście swój kawałek gruntu z grillem:
Prysznic zostawiam na rano, bo kąpiel wymagałaby czołówki
Kolacja:
Kubek do wina, wersja FAT:
Brak prądu ma swoje bardzo miłe strony:
Już nie pamiętam, kiedy widziałam w Europie Drogę Mleczną…
cdn