Słonko budzi nas mocny uderzeniem po oczach. Ciemne ściany namiotu za wiele nie pomagają. Trzeba wstawać.
Kto by pomyślał, że trafimy taką pogodę!
Zwijamy szybko obóz bo temperatura rośnie w zastraszającym tempie- czas ruszać, jadąc jest dużo chłodniej.

I proszę mi się nie śmiać ze skarpetek :P Wtedy nie wiedziałem , że tak nie można

Człowiek młody był i głupi. Zresztą - głupi nadal pozostał...
Śniadanko zjadamy kilkadziesiąt metrów niżej, nad brzegiem.
Dzień mijał nam spokojnie, utrzymując prędkość w zakresie określonym surowymi przepisami nawijaliśmy mozolnie kilometry, zapełnialiśmy karty pamięci w naszych aparatach. Szło idealnie aż do feralnego punktu gdzie jakieś 90 minut wcześniej oberwało się zbocze i zasypało nam przejazd.
Robotnicy nie chcieli nas przepuścić - w sumie to i za bardzo miejsca nie było

Kampery postanowiły zostać i poczekać, przewidywany termin oddania drogi : jutro wieczorem
Alternatywy dla spędzenia tu dwóch dni i nocy dwie:
- drogi prom
- długi, bo ponad 350km objazd
Żadna z nas nie satysfakcjonuje. Jako "rasowi podróżnicy" robimy sobie skrót przez góry.
Bez mapy, jedynie z mało dokładnym atlasem w którym oczywiście żadnej drogi nie było.
Ruszyliśmy:
Remont.
Droga niestety okazuje się zamknięta, trwa remont a między barierkami blisko 120cm Hayabusa nie przejdzie... można by zdjąć kufry i próbować ale na drugim końcu kładki są duże schody - och gdy by to był mój obecny Transalp
Wracamy do punktu wyjścia le nie poddajemy się - spróbujemy objechać to z drugiej strony!
Decyzję okupuję przebitą oponą ale pianka załatwia mój kłopot w kilka minut.
Zdenerwowani ale w sumie bogatsi o nowe zdjęcia, ciekawe doświadczenia jednak musimy wybrać jedną z tych dwóch alternatyw.
Koszt przejazdu 350km taki sam jak cena promu. Moja wyświechtana opona mówi PROM, my : DROGA

Jak to mówią - droga jest celem, ruszamy więc.
Daleko nie ujeżdżamy - zaczyna się ściemniać więc zaczynamy szukać noclegu.
cdn.