Dzięki Igi za motywację ..... a już myślałem, że nikt tego nie czyta.
Piątek
Rano wstajemy, szybka wizyta w piekarni i śniadanie w jedynej słusznej temperaturze +25. Jak na drugi listopada to mi nawet baaaaardzo odpowiada.
ja przed spaniem.jpg
kościół.JPG
Pakowanie i obieramy kierunek na Banja Lukę, czyli przez całą Bośnię z południa na północ.
Droga cały czas w górach z przyzwoitymi widoczkami.
wid.JPG
wid2.JPG
To chyba już Cambodża i pola ryżowe. Jak zwykle winny Lark.
pola ryżowe.jpg
pola ryżowe 2.jpg
Zahaczamy na chwilę o Mostar
mostar1.JPG
mostar2.JPG
mostar3.JPG
mostar4.JPG
mostar 5.JPG
mostar 6.JPG
mostar 7.JPG
mostar8.JPG
mostar9.JPG
Fajnie by było zajechać do Sarajeva, ale czas goni nas. Wybieramy drogę bardziej na zachód i jedziemy cały czas w wąwozie z rzeką. Potem to już góry i góry do samej granicy z Chorwacją.
tama.JPG
wid3.JPG
wid4.JPG
wid5.JPG
Banja Luka, noc i myślimy co dalej. Decydujemy jeszcze trochę pocisnąć, żeby na następny dzień za widnego dojechać do domu. Na granicy koras, ale mijamy go w polskim stylu, a pogranicznicy celnicy miło nas odprawiają.
W Chorwacji lecimy jakimiś bocznymi drogami i tempo jazdy raczej skromne. Już wiem co Afrycia dostanie na gwiazdkę…… halogeny.
Dojeżdżamy do Madziarów. Tam też noc…… a do tego mleko w powietrzu pod sku….synie. Jadę prawie po omacku. Więcej patrzę na navi niż na drogę. Czuje się jakbym jechał na jakimś mikrosymulatorze. Pusto na drodze i nie ma do kogo się podczepić….żenada.
Chcieliśmy dojechać do Balatonu, ale przy zawrotnej prędkości 30-40 km/h to z trzy godziny by jeszcze trzeba było pyrkolić. Zmęczenie nas powala, odpuszczamy i szukamy czegoś do spania.
Znajdujemy jakiś ośrodek. Zagaduje do właścicielki po angielsku….. odpowiada po węgiersku….. jeszcze raz zagaduje, ale po niemiecku……. odpowiada po węgiersku……no to po rusku……. odpowiada po węgiersku i to w tempie karabinu maszynowego.

Zmęczony i wku….iony mocno pożałowałem, że się kiedyś nie skusiłem na skończenie filologii madziarskiej.


W końcu baba wpada na dobry pomysł

i łączy mnie telefonicznie z mężem. On tylko po niemiecku, a mój nieco kulawy, ale jakoś dajemy radę się dogadać i po paru minutach lądujemy w kilku pokojowym apartamencie z kuchnią i to ……. za śmieszną kasę. Miód Malyna.