Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (https://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (https://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Montenegro 2025 - (nie moto) (https://africatwin.com.pl/showthread.php?t=47686)

ramires 20.08.2025 14:05

Montenegro 2025 - (nie moto)
 
1 Załącznik(ów)
Było ok.

Załącznik 145099

dziękuję.

:haha2:



























































































ps. będzie dłuższa relacja ;)

Artek 20.08.2025 14:38

Nie motorem?
Bez namiotu?
Starzejesz się??

Tak mi wczoraj powiedział jeden czarnuch.




Dajesz!

_-aska-_ 20.08.2025 14:58

To by musiała być naprawdę wielka czcionka, jakby polonistka kazała napisać wspomnienia z wakacji na 3 strony A4 ;)

Darek210 20.08.2025 15:58

Niesamowita przygoda. Wspaniale się to czyta. Cóż za lekkość pióra:D
I te widoki......

ramires 20.08.2025 16:55

Montenegro 2025 - dzień pierwszy
 
5 Załącznik(ów)
Montenegro 2025

Zbieraliśmy się do tego wyjazdu jak sójka za morze.
Plan pierwotny był taki, że we wrześniu pojadę motocyklem, ale... nie zdążę go objeździć, poskładać, etc... moja Miss Excel jednak stwierdziła, że jeszcze raz polecimy do Czarnogóry. Tak też się stało.

Warszawa - Podgorica - bez przeszkód, samolot trafił w lotnisko efektem czego prawidłowo wykonał lądowanie.
Mając już w głowie, że powita nas ten sam upał co rok temu byłem psychicznie nastawiony, iż będę testował ponownie przepustowość rynny na plecach. Dużo się nie pomyliłem, żar z nieba na betonowej płycie lotniska sprawiał, że myślałem, że mają podgrzewaną tą płytę bo w stopy było mi cieplej niż w plecy...



Zaprawiony już do walki dzielnie stawiałem opór upałowi. Droga z samolotu do terminala nieco się przeciągała bo coś tam... ale w końcu wejście, odprawa, kontrola same nudy.
Tradycyjnie mając już wszystko w ręku (o dziwo nie wyrwali kolejny raz rączki z walizki) udaliśmy się po kartę sim do telefonu mojej lubej. Przy wyjściu stała sobie taka pani co miała wypisane nazwiska, na szczęście już wiedziałem, że nie jest to lista tych, co nie chcą widzieć lecz lista osób dla których czeka samochód.
Kolejny raz wynajem przez Necretine Montenegro. Nowszy rydwan, biały kolor, który już nie jedną stłuczkę widział, ale trzymał się dzielnie. Formalności błyskiem więc pierwsze hasło Miss Excel było takie, że... "włącz ten nawiew" - taki standard za każdym razem po wejściu do samochodu.

Zrobiłem dla pewności zdjęcia z momentu odbioru samochodu, aby nie było, że coś ja popsułem.

Załącznik 145101

Załącznik 145102


Dobrze nie ruszyliśmy a już skrzywienie zawodowe (silniki) wyłapało, że ów rydwan ma problem z wypadaniem zapłonu, ale nie miałem ochoty męczyć się i czekać na inne auto więc wybrałem "miej wyjebane a będzie Ci dane".

Wyznaczenie trasy tym razem przez Cetynię na Kotor, bo... mieliśmy od razu skoczyć do jakiejś lokalnej winiarni. Spoko. Trasa fajna a po drodze jeszcze te serpentyny i prawdę mówiąc piękna trasa.

Jadąc już lekko wychłodzonym rydwanem dla ludu skręciliśmy w małą, wąską dróżkę, która miała nas zaprowadzić do winiarni... okazała się tylko plantacją a budynki były zamknięte na 4 spusty. Jednakże kilometr dalej był pierwszy punkt widokowy tej trasy, który pomimo faktu, że godzina na robienie zdjęć wybitnie nie była korzystna to widok sprawił, że nie tylko się pociliśmy (ale to przez słońce) ale zaczęła nam prawie lecieć ślina z powodu widoku.




Załącznik 145103

https://maps.app.goo.gl/ZjkRukRvnZrpCg7X8


Telefon i aparat w ruch, widok bajeczny.
Po krótkiej chwili napawania się widokiem ruszyliśmy dalej.
Trasa piękna, kręta, spokojna bo nie idzie tam za szybko jechać i dobrze, bo jest czas na to, aby napawać się widokami.



Kilka miejsc po drodze pstryknęliśmy np. z baru, który miał fajną platformę widokową na zatokę. Bar był lekko mówiąc dziwny, bo na pytanie o kawę usłyszałem w odpowiedzi tylko - tak, mamy kawę, ale mrożoną... w puszce..." więc potrzebując bardzo kofeiny skusiłem się na ów napój. Życie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo a to dopiero był początek naszego urlopu.

Załącznik 145104

Załącznik 145105



https://maps.app.goo.gl/ADxfFqNxuN7E8sNL8


Przed samym końcem trasy kotorskie agrafki, wąskie, niektóre mega wąskie.


Leniwie nawet nie szukaliśmy nowej miejscówki tylko trafiliśmy dokładnie do tego samego pokoju co ostatnio. Wystrój jak wystrój, w końcu tam tylko spaliśmy więc miało to drugorzędne znaczenie. Właścicielka jednak zaraz jak nas zobaczyła to uśmiechnęła się, przywitała jak z rodziną i zaprowadziła nas do naszego pokoju.

Ku naszemu zaskoczeniu w pokoju była nowa klima, zmartwiłem się, bowiem stara fajnie skrzypiała gdy się uruchomiała. Nowa, cicha, jakaś taka bezpłciowa, ale wieczorem przed snem wyłapałem, że dźwięk również jakiś wydaje - wrażenie deszczu zza okna - mnie nie przeszkadzało to kompletnie :)

Szybkie rozpakowanie, jakiś tam obiad i leniwe wcinanie mrożonych arbuzów (raczej świeżych, ale porcjowanych w kubeczkach) przyzwyczajając się do 37 stopni na nowo.

Wyjątkowo nie jechałem do wcześniej mi znanego marketu "Slavica" aby odczytywać życiorys z rzęs ekspedjentki. Stwierdziłem, że zrobię to innego dnia, aby nie psuć sobie tak od razu pobytu dzieląc z nią niewymownie trud życia...

I tak minął dzień pierwszy, leniwie, ospale, para buch, dymek w ruch, kaszel palacza i walnięcie z dopalacza.
Sen mnie szybko ogarnął jednakże było to tylko złudzenie...


CDN

ramires 20.08.2025 22:04

Dzień drugi - nic się nie wydarzyło.
 
5 Załącznik(ów)
Dzień drugi to zasłużony dzień lenia.

Jakoś się tak stało, że źle spałem budząc się około 4-tej nad ranem więc tradycyjny poranek kawa, papieros, telefon/tablet i przeglądanie różnych bzdur aż tu nagle.... złoty wschód słońca, chociaż jeszcze go nie było widać to spektakl złotego odcienia światła spowił całe niebo i zabarwił widok niesamowitym ciepłym światłem.

Załącznik 145109

Gdy moja Miss Excel dokonała aktu przebudzenia stwierdziliśmy, że się nam należy dzień lenia. Totalnie nic, zero, żadnego zwiedzania, tylko śniadanie... właśnie, śniadanie...

Poranek jednak sprawił, że z czasem zaczął dominować odruch Pawłowa (myśli żołądek a nie głowa) więc chcąc nie chcąc udałem się do lokalnego marketu (wiecie, takie 4x4m, gdzie jest lodówka, kasa, nadęta ekspedientka i świeże pieczywo). Tam ku memu zaskoczeniu była tylko owa nadęta ekspedientka, której bliżej do emerytury niż do zamknięcia sklepu i większy syf przy kasie niż po zlocie...

W atmosferze lekkiego napięcia podczas przeglądania półek - raptem 4 - i lodówki nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jestem obserwowany. Nie mam pojęcia dlaczego, kompletnie, pomijając nawet fakt, że chyba mi się podkołdernik jadowity wymsknął gdy otwierałem drzwi sklepu, przepraszam Marketu, i chyba było to słychać. Muszę popracować nad skuteczniejszą koordynacją określonych czynności.

Poprosiłem o chleb (tu muszę przyznać, że mają naprawdę dobry), jakieś pomidory jak również kilka napojów, które mają nas orzeźwiać podczas pobytu nad wodą. Zapłaciwszy żywą gotówką ów pani (ta co nie ma brwi od słoika ale jest dorosła) zmierzyła mnie wzrokiem niczym termin nową dostawę drewna w tartaku... poczułem się nieswojo, ale ochoczym krokiem opuściłem otworem wejściowym ów przybytek. Dwa dni się nie pokazywałem tam, sądząc, że to wystarczy, aż gaz bojowy przestanie działać.

Natomiast tuż za progiem przywitał mnie rasowy kocur (chyba, w obecnych czasach niczego nie można być już pewnym) marki dachowiec pospolity i patrząc na mnie chciał zapewne przeklnąć ale mu nie wyszło.

Załącznik 145108

Zapakowawszy rydwan dla ludu udaliśmy się krętymi i wąskimi drogami na drugi koniec półwyspu na "nasze stare śmieci".

Widok jak widok, woda ciepła, kamienie te same.



Mało ludzi, bo mocno kamieniste podłoże a dno dosyć mocno najeżone jeżowcami. Tym razem zabrałem maskę ale... nie przyszła na czas obudowa do gopro (taka wodoszczelna) więc... musicie mi wierzyć na słowo, że w tej wodzie może przy brzegu nie było mega kolorowo, ale ilość ryb i rozgwiazd sprawiła, że często byłem pod wodą obserwując tutejszy zwierzyniec.

Gdy już się nieco wysmażyliśmy chociaż ja 80% czasu spędziłem w wodzie pojechaliśmy odwiedzić taką kapliczkę w sumie, bynajmniej nie w celach religijnych a widokowych bo znajdowała się na szczycie. Niestety była w remoncie i zamiast pięknych widoków trafiliśmy na gruzowisko/sprzęty budowlane itp.

Wieczór spędziliśmy już spokojnie na werandzie, którą mieliśmy w naszej noclegowni odkrywając, że mamy dzikich lokatorów - gekony, które patrząc na ich polowanie były niesamowicie skuteczne.

Załącznik 145110

Załącznik 145111

Załącznik 145112


CDN :haha2:

Melon 21.08.2025 10:04

:Thumbs_Up::)

Boldun 21.08.2025 11:51

2 Załącznik(ów)
Zatokę kotorską jak i sam Kotor a raczej jego stare miasto zwiedzalim w zeszłym roku :)
Na widoczki na zatokę to gondolówką pojechaliśmy.
Tu ten sam stateczek z różnej perspektywy:

stopa-uć 21.08.2025 13:09

Kłamczuchu
Napisałeś że przeglądałeś "jakieś bzdury" na telefonie,
czyli rozmowy z NAMI ,
z SZANOWANYM GRONEM KOLEGÓW dobrze CI życzących (do dziś)
będziesz nazywał ""Bzdurami i to jakimiś"" (no właśnie--jaki miś -takie bzdury).
Zawiedliśmy się na tobie (z małej), odszczekaj TO
bo inaczej, to wiesz co Cię czeka: :
MASZ W RYJ.

czekamy na dalszą relację ,ale napisaną sumiennie i prawdziwie.
na razie jeszcze koledzy
ciał


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:16.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.