![]() |
1 Załącznik(ów)
Temat wykładów parafowany aczkolwiek będzie trochę zmian w bieżąco. Na wykładzie ma być marchewka świeża z pola, żadna z handlu i snopek siana ciętego kosa i przewracana grabiami. Żadnej maszyny! Dozwolony transport ale tylko Esamochodem aby nie gotować planety.
Podpis kopytem nieczytelny ale jest. Załącznik 144957 |
Bez butów
I żadnych takich, co by pan Marcin nie czuł dyskomfortu.
Poezja głupcze! Ależ ta kobieta musiała być nieszczęśliwa... 6-stka dzieci, praca na kolanach w polu i mąż jej poezją sadzi trele... P.S. Dzieci najlepiej uczą się od innych dzieci. |
Bez butów
No i muszę przyznać, że trochę ducha wdarło się do serducha po dzisiejszej, rowerowej wycieczce do Sopotów.
Tradycja, to tradycja. Nie tylko ładne imię dla dziecka. Przynajmniej raz w sezonie jedziemy rowerowo do Sopotów. Najpierw musimy przemknąć koło Ergo Areny, następnie aleją rowerową śmigamy w kierunku łazienek południowych. Dalej przecinamy molo, mijamy łazienki północne i ten etap kończymy na granicy Wolnego Miasta Gdańska. Chodzi cały czas po głowie objechać tę granicę konkretniej niż do tej pory, bo sporo odcinków mam zaliczonych ale konkretniej, to wypada zaliczyć wszystkie dawne przejścia graniczne. Nie jest tez wcale tak łatwo tę granicę wytyczyć na mapie, bo próżno ją na mapie znaleźć. Są opracowania ale wypadało by dotrzeć do pełnej dokumentacji granicznej. Zapewne w jakiś archiwach da się je odnaleźć ale... aż tak mi się na razie nie chce w temacie dłubać. Tym niemniej nie jestem osamotniony i udało mi się znaleźć podobnych pasjonatów, którzy sporym wysiłkiem (zapewne) tę granicę wytyczyli i wynik ich pracy dostępny jest na stronie geocaschingu. Zatem możliwe, że temat jeszcze podejmę. Część osobników, którzy mnie znają, wiedzą już, że świat skurczył się dla mnie (niemal) do rozmiaru znanych powszechnie czterech liter. Przypominam balon, z którego uszło powietrze i to jeszcze nie było by dramatem ale formalnie, coś w tym balonie powinno zostać. Np. jakieś resztki rozumu? Niestety. fakt, miałem do tej pory sporo szczęścia, bo okoliczny mi, najbliższy eter uzupełniały ciekawe osobniki, zawsze (jednak) mądrzejsze ode mnie. Jest to już założenie do jakiegoś nieskomplikowanego równania, algorytmu. Idąc dalej za myślą tą złotą resztkami mózgu ułożyłem ów algorytm. Prezentowanie jego nie ma już sensu, ale najogólniej - jest to suma jednostkowych różnic. Zatem im więcej osobników, tym suma większa. Sigma = n(x1 +x2+ ... xN) gdzie: n = liczba osobników x = różnica w mądrości 1/Sigma = R gdzie: R = współczynnik udanego, społecznego współżycia. Ze wzoru wynikać by mogło, że nie ma dla mnie rozwiązania dla n=0 (najchętniej bym siebie izolował) ale... Takie rozwiązanie istnieje. Rozwiązania szukałem w masywie Riła na południowych stokach Maliowicy i... ...ale o tym poźniej. Zadań w Sopotach do wykonania mieliśmy kilka w tym jedno ulubione. Usiąść na tyłach Sheratona, przejść się końcem Monciaka i obserwować "życie w kurorcie". Już na początku wycieczki zdjąłem koszulkę, co spotkało się z dezaprobatą Strażnika Domowego. No nie tutaj... Na plaży, to tak ale nie tutaj! Uparłem się i... dobrze. Zatrzymujemy się przy ławce i zastanawiamy się czy w cieniu czy słońcu, gdy WTEM!!! Jakiś obcojęzyczny dżentelmen zwrócił się do mnie po angielsku czy ławeczka wolna? Mnie wystarczyło: ekskjuzmi ser... itd. by mój "balon" zaczął się ponownie wypełniać! Zwalniamy przestrzeń przy ławce, podchodzimy do "lepszej", siadamy: - Grubasiu... słyszałaś?! Zostaliśmy wzięci za kurortowych turystów! Więc jednak! Trzymamy fason. Śmiejemy się. Moja spalona na ciemny brąz cera... Trzy tygodnie na Bałkanach, dużo pracy własnej, ciężki trening, rygorystyczna dieta, dużo słońca i Alicji... Przyniosły efekty. Poniżej prezentuje siebie przed Bałkanami i po Bałkanach i jak mnie teraz odbieracie? https://i.ibb.co/PshZzr07/FB-IMG-1754581734283.jpg Chyba warto było. |
Zadanie
Kula waży 51kg.
Obciążasz kulę masą 223kg. Kula przysiada i wstaje do pozycji wyjściowej. Jak to możliwe? Możliwe gdy kula nosi imię Zuzanna. |
Bez butów ale w kasku
Skąd się mają wziąć obowiązkowe kaski na głowę?
To jeszcze w ramach wizyty w Sopotach refleksja. Na granicy była koncepcja kąpieli ale koncepcja została przemyślana i kąpiel postanowiłem zaliczyć tam, gdzie gówno w Zatoce hulało dnia poprzedniego. Z rzutami komunalnych ścieków jest tak, że jak się pojawią dwa szczepy wspomniane w zbiorniku wcześniej, to na kijku wisi czerwona szmatka i jest ok. Nikt nie drąży tematu - dlaczego? Zatem dzisiaj/jutro/pojutrze... zrzuty, bo w godzinę awarii nie zlikwidujesz i... nic się nie dzieje. Jest upalnie, to ludzie ciągną na plaże. Wiszą czerwone flagi, ludzie się kąpią. Uśmiechnięte miasto Gdańsk, by ludzie nie sikali po pasie wydmowym, ogrodzili drutem rzeczony i jest świetnie. Wydmy nie są rozdeptywane. Toalet nie ma. Ja paczam skąd wieje a wieje z południa więc gówna płyną na północ, w kierunku Gdyni. Więc na północy kumuluje się gówno stare a bliżej Gdańska napływa świeże. Wybieram świeże. Docieramy do wejścia 77 (nasze, na granicy Jelitkowa z Sopotami) i zażywam kąpieli. Gdybym był złośliwy, powiedział bym matce dwójki małych dzieci, żeby zwróciła uwagę szkrabom, by lepiej nie piły gdańskich gówien, bo to... Ale nie jestem. O dziwo pani mówi po polsku i mógłbym... ale to nie moje dzieci. Czas pedagogizacji się skończył. Zresztą... Co ci młodzi wiedzą o gównie...? Lata 70/80/90-te... to były zrzuty! Poza komunalnymi mieliśmy na okrągło dostęp oleju do opalenia. Kiedyś istniało przekonanie, że jak się nasmarujesz ropą, to się szybciej opalisz. W latach 80-tych pojawiali się już pierwsi murzyni na ulicy (rzadko ale jednak) i człowiek zazdrościł opalenizny. O ropę było trudno, bo była reglamentowana ale w Zatoce skolko ugodna. Wtedy nie było sinicy, bo nie miała szans się rozwinąć i nie dlatego, że nie bylo jeszcze globalnego ocieplenia ale dlatego, że Zatoka była karmiona popłuczynami ze statków. Kary za "płukanie" były śmiesznie niskie więc co rusz fala tych zanieczyszczeń docierała do brzegu. Zachodnim armatorom opłacało się wpływać w nasze wody tylko po to, by płukać ładownie lu puste zbiorniki na mazut. To były piękne czasy. Wlazłeś do wody i woda zaraz spływała po tobie jak po kaczce. Ciemne obwódki wystarczyło rozetrzeć i już się mogłeś bez problemu opalać na murzyna. No i komary tak nie gryzły. Była taka jedna piękna plaża, z której nikt nie korzystał. Znaczy kocyk na chwilę, jak najbardziej. Pokaz muskulatury itp. ale do wody? Absolutnie. Taki urok był tej plaży. To tzw. plaża gdyńska. Przylega do niej basen portowy. Cumuje tam Burza, Dar Pomorza do dzisiaj. Woda pachniała tam "portem". Zapach jak w starym, zaniedbanym warsztacie samochodowym, którego posadzka przyjęła setki litrów przepalonego oleju w tym przekładniowego. Ten śmierdzi najlepiej. Na wodzie "tęcza". Wspaniała gra skrzących się w słońcu kolorów. W zależności od wiatru/pływu w jakimś "kącie" basenu gromadziły się wszystkie zanieczyszczenia luźno pływające, pod postącia charakterystycznego kożucha. No jakoś to z czasem ten basen opuszczało (fizyka cieczy) i znajdowało nowe życie przy plaży. Plaży gdyńskiej. Więcej uwagi poświęcił bym Zatoce Puckiej ale nie chcę się narazić Kaszubom. Za komuny kąpiel w tej zatoce, to już był akt... chwilowo nie znajduję porównania. Ja do dzisiaj nie mam w sobie tyle determinacji, by po tej strony mierzei wejść do wody ale od strony morza - jak najbardziej. Przez wiele lat jeździłem latem "na Hel" i ochoczo zażywałem kąpieli w morzu. Jest takie powiedzenie: wypłynąć na czyste morze. To juz wiecie, skąd się wzięło. A skąd mają się wziąć... obowiązkowe kaski dla rowerzystów...? Ja mam odpowiedź. Winni są kierowcy. To nie rowerzyści jeżdżą po ścieżkach rowerowych. To kierowcy. Motocykli, aut, ciężarówek, autobusów itd. To oni są winni. To oni są winni tych karygodnych zachowań. Tych piętnowanych. Ich kulminacja (tych piętnowanych zachowań) znajduje miejsce na ścieżce rowerowej, tej najlepszej w Trójmieście, co biegnie brzegiem Zatoki. Mnóstwo jest kierowców - wszelkich pojazdów mechanicznych, którzy uwielbiają stać w korkach. Nie wiedziałem, że tak dużo ale tak jest. Oni wszyscy się zmawiają (ja z nimi) i stajemy do zawodów na rzeczonej ścieżce. Ciekawe, że dotyczy też tych, którzy nie lubią, oni też do tych zawodów stają. Nagrodą jest brak widoku morza. Plusem dużym tych zawodów jest to, że nie ma przegranych. Te zawody, to de ja vu. Tour de De Ja Vu czyli jak to fajnie drzewiej bywało, kiedy jechałeś jak chciałeś. Byłeś wolny. Mogłeś przypier... w pieszego i spokojnie uciec z miejsca zdarzenia. Niestety... Rząd wymyślił, i wprowadzi dla wszystkich rowerzystów obowiązkowe kaski. To będzie kolejny krok by zapewnić obywatelom narodowe bezpieczeństwo. Ja bym poszedł krok dalej i wprowadził przepis, który będzie nakazywał zakładanie pieszemu kasku na głowę o ile ścieżka rowerowa będzie towarzyszyć (w bezpośrednim sąsiedztwie) ścieżce dla pieszych i to samo dla... kierowców. Dlaczego nie? Bezpieczeństwo na drodze to podstawa. I tu nie powinno być przestrzeni dla jakiejkolwiek dyskusji. OBOWIĄZKOWO, skoro jesteśmy idiotami. Można by pójść jeszcze dalej. Skoro f-cznie jesteśmy idiotami (ja też, żeby nie było), to w sumie najprościej było by nakazać noszenia kasków wszystkim od 6-tej do 22-giej z zaleceniem, by również kaski nosić w domu. Skąd mi to wszystko przychodzi do idiotycznej głowy? |
Bez butów i kasku
Ano tak obowiązkowo wyszło, że w weekend odwiedziłem serdecznego kumpla. Bardzo serdecznego. Serdecznego lepiej nawet.
Oj... Długo się nie widzieliśmy. Pomijam fakt, że dzieli nas Polska cała, a nawet lepiej ale się zobaczyliśmy. Nie z takiej okazji chciałem ale tym bardziej musiałem. Może nie tak. Człowiek wolny nic nie musi, po prostu chce. Zajechałem na czas. No... kwadrans spóźnienia, bo po drodze musiałem się przebrać w lesie. Jakoś mi to przebieranie nie szło, więc się spóźniłem. Wszyscy już byli na miejscu, dołączali ostatni... Kościelny zegar wskazuje 13.15. Na zewnątrz 30st., w kościele chłodno. Nie zdobyłem się na krótki rękaw, bo musiałbym założyć białą koszulę, czarny t-shirt nie wchodził w rachubę. Miałem być cały na czarno i koniec. Jak najbliżsi, w sensie rodzina. Nie wypada inaczej. Msza była długa... Gdzieś po północy, zostaliśmy z kumplem sami. Wszyscy już poszli spać. Życie na wsi ustało w należytym, dobowym rytmie. Pada propozycja kumpla: - Pójdziemy jeszcze raz na cmentarz? Jasne, idziemy. Niecałe 2km tam, 2km z powrotem. Idziemy niespiesznie. Bardzo ciepło ale jesteśmy już luźno ubrani i taka jest rozmowa. Na cmentarzu dzieją się rzeczy dziwne. Chodzimy między grobami, a każdy zamyka w sobie jakiś rozdział życia i śmierci. Kumpel opowiada, o ten..., a tu z tym... Dopóki pamięć o tych, co odeszli żyje w nas, to i oni żyją. Wspominamy pogrzeb mego ojca. W samym środku kowitowej hucpy. Jak się okazuje, wtedy to trza było mieć odwagę, by brać w pogrzebie udział, że o stypie nie wspomnę. Moja druga mama (teściowa) jest hipochondrykiem. Wiem ile ją tu musiało kosztować, by na tym pogrzebie być i potem usiąść w mieszkaniu przy stole z tymi, co tę odwagę mieli. Tylko trzech kumpli, Strażnik Domowy, mama i para sąsiadów. Poza żoną i mamą NIKT z rodziny. NIKT. Siedzieliśmy w ósemkę przy stole i wspominaliśmy "dobre czasy". System rozwalił sąsiad Taty - rodowity Kaszub (Rumia). Najpierw "obgadaliśmy" pozostałych sąsiadów, wszystko na wesoło. Jak to było w otoczeniu samych Kaszubów żyć, w tym naturalnym porządku. Piotrek, sąsiad z góry wspomniał (w ramach starych, dobrych czasów) jak to w latach 80-tych służył w Orzyszu w pancerniakach. Kiedyś go d-ca kompanii wysłał po flaszkę na miasto. No to pojechali... czołgiem. Było by wszystko git ale przed sklepem (właścicielka otwierała po nocy - jak to drzewiej bywało) Piotrek kazał młodemu odwrócić wieżę. No i młody odwrócił. Nie w tę stronę, co powinien i ściął dach sklepiku... ...Cmentarz przylega do kościoła luterańskiego (ewangelicko- augsburski) ale msza była w kościele rzymsko-katolickim. Cmentarz łączy. Dzisiaj ważniejsze są kaski na głowie a nie pamięć o tych, co odeszli. Na stypie czułem się jak w rodzinie. Tu tradycja jest kultywowana. Młode pokolenie wyrasta już w innych warunkach ale tradycja się jeszcze broni... Jak długo...? Zanim wyjechałem, kumpel "każe" mi wjechać na warsztat. - Ni mosz jednego ampla, dawaj tu. Daję H4, dalej wymienione postojowe, jeden kierunkowskaz, oświetlenie tablicy z tyłu. Na finał zrobiona klamka z drzwi przesuwnych i dobity luft w kołach. Teraz mogę jechać do domu. |
Zieloni
Wzrosną kary za wypalanie traw itp. ale też za palenie ognisk w lesie.
Z 5000 do 30 000 zł. Rok 1987. Marek Kotański agituje zielonych. Wtedy byliśmy wszyscy zieloni. W Sosnowcu na parapecie już po jednym dniu solidna warstwa kurzu. Na Żeromskiego mieszkała ciocia z wujkiem. Ciocia Ślązaczka, wujek kresowy, urodzony w Nieświeżu jak moja mama. Jak wjeżdżałem w tych latach do Jastrzębia Zdroju to w super pogodę słońca nie było widać. Huty metali to był jeden wielki dramat. W jednym wątku chłopaki podniecają się zapachem benzyny. W dużym mieście przy większym ruchu pojazdów, spaliny naprawdę dawały się we znaki, zwłaszcza zimą. Smog był powszechnym zjawiskiem. Wraz z kotłownia mi osiedlowymi, opalanymi węglem, wszystko to w listopadowe, mroczne dni napawalo pesymizmem. Najgorszy był jednak styczeń. W sensie bezśnieżny, przygnębiający, mroźny. Dlatego na śnieg czekało się jak na ciasto drożdżowe w niedzielę. Pierwsze płatki w świetle lampy ulicznej widoczne, były zwiastunem czegoś ulotne pięknego... Nie znałem zielonego Kotańskiego. |
Kiedyś za młodego przy betoniarce wpadłem na pomysł jak opalić tors gladiatora na mahoń, jak myślisz czym się nasmarowałem ? :D
|
Finał
Krótka historia jednego korytarza.
https://i.ibb.co/Z6q4fnF7/DSC05530.jpg https://i.ibb.co/WqgCQ3G/20181103-150651.jpg https://i.ibb.co/Ng6R2PtB/IMG-20250819-170044.jpg Brakujące ogniwo. https://i.ibb.co/wN9y3JDx/1755678363531.jpg Koniec Wielkiej Epopei |
Bez butów
Cholera... pora powoli zwijać manatki.
Równolegle biegnie "historia jednego podwórza" i nie udało jej jeszcze się zebrać "do końca". Koniec smutny jak cholera. Tymczasem. W ramach szukania nowego celu w życiu ,będę swatał babcię Kasię, co ją Warszawa kocha, z prezesem partii, która kocha swojego lidera. Ona mała, on mały. Niech im się darzy. Katarzyna i Jarosław. Ona pracowała w ZUS, on jest prezesem od urodzenia. Grama w tym polityki. Tylko miłość. |
Świat jest do dupy ale...
...życie jest cudem.
|
Bez butów...
Fajne, nie?
Oba poprzednie kawałki to wytwór... AI. Oryginalny tekst i koncept, reszta - wokal i muzyka, to robota sztucznej inteligencji. Tymczasem... Jak to śpiewał Klenczon? |
Bez butów
Sentencja na dziś:
https://www.facebook.com/share/r/1FNqcZ1Jaw/ Internety "KU PRZESTRODZE ❗ Zbierałam się, czy pisać ten post. Będzie długo. Ale ku przestrodze. Wybraliśmy się z dziećmi w góry. Szliśmy tempem wolnym, mamy dziecko z niepełnosprawnością. Doszliśmy do górskiego potoczku. Mały wodospadzik z boku. Przerwa. Dzieci jedzą owoce, młody moczy nogi. Za mną dziecko, leży na kamieniu, ogląda bajki. Nie mi oceniać. Jednak my siedzimy już 20 min. Dziecko na moje 9 lat, dalej ogląda bajki, nikogo przy nim nie ma. Zapytałam w końcu. Czy jest tu sam? Tak, bo mama poszła dalej na wyciąg, i wchodzi na szczyt, kazała mu tu czekać, będzie za parę godzin. Mnie zmroziło. Mam syna w tym wieku, najpierw miałam myśli, że patrzę na niego inaczej, bo z niepełnosprawnościa i bym go samego tu nie zostawiła, aleeee...To "ale" ciągle było w mojej głowie. Poszliśmy obok podziwiać widoki, zawróciłam, mój nastoletni syn go jeszcze zagadał, dziecko oburzone, że mama to zostawiła na tyle godzin. Zadzwoniłam pod 112. Zapytać. Według prawa można zostawić dziecko od 7. roku życia w domu. Ale dyspozytorka powiedziała, że mamy tu inne warunki - natura, las, niebezpieczeństwo (skały, kamienie, ślisko, obcy w koło, nieznany teren, woda) i powiedziała, że ona by dziecka w takim miejscu nie zostawiła. Przyjęła zgłoszenie. Przyjechała policja. Wypytali co i jak. Mówię, że jestem tu godzinę, dziecko jest tu samo, bo mama go zostawiła, żeby wjechać na jedną z gór i potem podejść pod kolejną. Policjant sam powiedział, że by tu swojego dziecka nie zostawił. Przekazał, że będą się kontaktować z matką. Że czasem dzieci uciekają z trasy, bo zmęczone, bo rodzice nie rozumieją, że taka trasa to nie dla nich. Że rodzice są ambitni i jak już wyjechali i zapłacili to chcą zobaczyć. Nawet kosztem dziecka. Zabrali go do radiowozu. I tutaj mam przemyślenia. Że idąc razem, wracamy razem. Albo z kimś dorosłym. Mierzymy swoje siły, ale i siły dziecka, które może cały rok nie chodziło z rodzicami na spacery, popołudnia przesiedziało przed telefonem. Nie wymagajmy, że te dzieci nagle zaczną hasać, ale nie zostawiajmy ich w takich miejscach. Policjant powiedział, że ta kobieta na 99 procent nie ma tam zasięgu. Że i jej mogło się coś stać. Dziecko oglądające bajki na telefonie w górach też może mieć szybciej rozładowany telefon... Że dziękują za czujność, że dobrze zrobiłam. Czy wy zostawilibyście dziecko w takim miejscu? Czy zdarzyło wam się coś takiego? Może ja zachowałam się nad wyrost? Chociaż policjanci i dyspozytorka twierdzili inaczej. Ale ciężko mi w to uwierzyć, że ktoś zostawił dziecko w takim miejscu." |
To nic dziwnego przecie zostawiają bachory w puszce na słońcu gdzie temperatura 40 i idą bez stresu na zakupy
|
No nie wiem, mam stres gdy zostawiam w chałupie dzieciaki (8+5) na 20 min jak do sklepu muszę na szybko skoczyć.
Wyobraźnia dziecięca granic nie zna... Ten na szlaku z zapasem wody/żarcia czy karmiony bajkami jeno? a co jak się bakteria rozładuje? co do głowy takiemu strzelić może? WSZYSTKO Po mojemu reakcja odpowiednia:Thumbs_Up: |
Cytat:
Wysłane z mojego H3113 przy użyciu Tapatalka |
W nawiązaniu do "dziecka w górach", jeszcze taki wtręt.
Pozornie bez związku ale taki jest. |
Cytat:
Odpowiedź : rżał po... końsku :) P.S. Wypadało odpowiedzieć, sorki... |
F...
To ja się jeszcze na moment wbiję;
Jeszcze chwila, układam klocki. Zbieram się do elaboratu. El - to ja, borat - po węgiersku "brat". Co się stanęło, że ten zestaw borat Ela - przestał fungować? Do tego stopnia, że dzisiaj spadłem z drabiny. Znaczy wiedziałem, że spadnę, bo drabinie się omskło. Ratując siebie, "cichym ścigałem go lotem"... Swój cień ścigałem. W pewnym momencie zgasło światło... Cdn. |
Cytat:
Pozdr Wysłane z mojego H3113 przy użyciu Tapatalka |
Nawiązując do dziecka w górach, jeszcze.
Pozwolę, sobie przedstawić Panie Darku, swoją historię. Pisaną z perspektywy niedoszłej ofiary takiego zgłoszenia. U nas w Kawiarni Szkockiej, co to by tutaj nie zaśmiecać. |
Tak... wspomniałeś Luti tę historię bodaj w tym wątku nawet, przy okazji mojej pierwszej ekspedycji w świat. Miałem wtedy 8 lat i zostałem wyekspediowany pociągiem sam do wsi zabitej dechami na Podlasiu u zbiegu wielu kultur. Wieś niezelektryfikowana, żyjąca od rana do wieczora. Żywcem niemal wyjęta z Konopielki - kaziukowa. Nauczycielką (akurat) była moja babcia - już nie młoda, której udało się z kolei swoje dzieci wyekspediować do wielkiego miasta. Jedno na północ, drugie na południe. Jedno nad morze - uczyć rosyjskiego, drugie pod ziemię - fedrować węgiel. Po dziadku zostały tylko piękne historie. babcia, która była na owe czasy wysoka kobietą (170cm) sięgała dziadkowi do łokcia ledwie. Ostało się jedno zdjęcie dziadka, stąd wiem. Będzie jeszcze o dziadku, z którego coś mam. To coś najwyraźniej odziedziczył Kacper, mój wnuk. To "coś" należy umiejętnie pielęgnować. Nie miał możliwości o tę pielęgnację dziadek zadbać, bo na drodze stanął mu Stalin, Adolf, Stalin i... ślad po dziadku zaginął. Powtórzę, co streściłem u Fazika... "Jesteś obywatelem świata" - brzmi tak ponętnie... Podróżujesz, pracujesz przy laptopie, mówisz po angielsku. Wszędzie czujesz się jak w domu. Ale to jest iluzja. Bo obywatel świata nie ma ojczyzny.. A człowiek bez ojczyzny jest po prostu bezdusznym konsumentem, niczym się nie różni od zwierzęcia trzymanego i tuczonego na rzeź. "Obywatel globalny" nie ma korzeni, nie ma lokalnych społeczności (i tu forum AT w realu ma duży plus), nie ma grobów, do których można powrócić w listopadzie, aby rozważyć pamięć o tych, których kiedyś kochał. Zamiast tego ma kartę kredytową, subskrypcję Netflixa i bilet na tania linię lotniczą. Zamiast korzeni otrzymuje punkty lojalnościowe. Zamiast opowieści opowiadanych przez swoich przodków, słucha influenserów. System potrzebuje, żebyś uwierzył w te bajkę. Bo człowiek z korzeniami może się buntować - SZACUNEK TOMKU: za swoją rodzinę, za ojczyznę, za pamięć o przodkach... Ale człowiek "znikąd" nie ma za kogo umierać. Będzie więc żył, pracował, spożywał - az do końca. Globalizacja daje ci iluzje wolności tylko po to, by odebrać ci wszystko, co czyni cię wolnym: dom, rodzinę, społeczność, tradycję... Zamiast tego dostajesz subskrypcję sensu zycia: streaming, aplikacje randowe, kredyt hioteczny na mieszkanie w 15-sto minutowym mieście, które nie należy do ciebie ani cię nie wita. Bo obywatel świata jest tak naprawdę - nikim. I to jest moje osobiste zadanie, ostatnia wyprawa... Stąd do przeszłości. Po drodze uporządkowanie wielu spraw... Wczoraj, zamykając wieloletni remont chaty spadłem sobie z drabiny. Życie upomniało się o mnie. W moim (zaniedbanym) wieku, upadek z "metr dwadzieścia" to lot do piekieł. Ja za upałami nie przepadam. Mój komfort to 17st. Zawsze spadałem na "cztery łapy" i tym razem się udało. Więc najpierw przelecimy się po remoncie. To dla tych (kilka krótkich historii), którzy nie wierzą do końća w siebie, nie widzą siebie w określonym miejscu i nagle robią coś, czego nie wielu by się po nich spodziewało. Ale mają coś... Co być może odziedziczyli w procesie przekazywania igreków. Będzie na początek jednak o dziecku w górach. |
Już bez butów...
Dziecko w górach...
Mam sporo rozterek, te mnożą się jak króliki. Skąd się w ogóle te rozterki biorą? Chodzi mi o same zjawisko. Wystarczy, by jakaś organizacja/siła sprawcza miała możliwość modelowania nam życia na swój obraz i porządek. ktoś powie: kościół, drugi: pruska szkoła, trzeci: swoje, kolejny: swoje. Wcześniej wspomniałem, że mój komfort cieplny, to 17st. Jeszcze kilka lat temu, było to 15st. Człowiek się starzeje, mniej rusza ale dalej kąpie się w zimnej wodzie, bo tak się nauczył 40 lat temu i trwa w zimnych kąpielach. Problem zaczyna się wtedy, kiedy taki Eskimos (jak ja) będzie prawił murzynowi, jak ten ma się zachowywać wczas upałów lub... odwrotnie. Każdy komfort ma swoje granice. Możesz nie dogrzewać chaty, możesz/będziesz miał grzyba. Możesz przegrzewać - może/będziesz chorował. Konfiguracji jest wiele. Najgorszy przypadek jest jednak wtedy, kiedy w imię swojego, partykularnego interesu ja będę robił wiele, by dbać o swój komfort czyimś kosztem. Nie licząc się przy tym ze społecznymi skutkami. Przykładów z historii tyle, że głowa boli i co...? Nagle w moim życiu pojawia się organizacja i mówi mi: twój komfort od dzisiaj to 22st. Wtedy cała planeta będzie zdrowa. Ja się więc pytam: cała? A w ogóle, to uczono mnie, że komfort jest zmienny, zależny od wielu okoliczności. - Uwierz mi, że tak będzie dla ciebie lepiej... Lepiej uwierz. Ta sama organizacja, klika lat później znowu do mnie przychodzi i podnosi mi komfort do 24st. - Znowu mam uwierzyć. Wszyscy wokoło wierzą, to i ja... muszę. Problem w tym, że ja nie uwierzyłem. Słowo obcego bez weryfikacji nie jest dla mnie drogowskazem. Co mi po drogowskazie, kiedy nie ma drogi a przed nami manowce? Dzisiaj za ten komfort, dopłacam 50% tylko po to, by na rachunku mieć 50%... mniej? No przecież to się nie spina. Ale to tylko jeden z tych bardziej namacalnych przykładów. Tych przykładów są setki... tysięcy. Ta organizacja naprawdę istnieje. Dzisiaj już nie wiem ile produkuje "drogowskazów" tygodniowo? Sprawdziłem i co widzę. Demagog rozprawia się z Selimem, który powiedział dokładnie to, co ja napisałem. Zarzuca Selimowi manipulację, na przykładzie "produkowania" dyrektyw. No ledwie jedna na dwa tygodnie. Dyrektywa to "jeden" akt prawny - owszem. Ile generuje on finalnie zmian w naszym życiu. Ile nowych przepisów? https://eur-lex.europa.eu/legal-cont...OJ:L_202402749 To ostatni przykład z brzegu. Co to ma wspólnego z dzieckiem w górach? Powoli do tego dojdziemy, bez drogowskazu, bo droga przebyta nie pozostawia złudzeń. |
Czarna Wołga tym się kiedyś dzieci straszyło tak jak obecnie o czym piszesz
|
Bez butów po trawie...
Ja miałem 8 lat i wysłano mnie samego na koniec świata. Ja plus walizka.
Nie wiemy, ile chłopiec miał lat, bo pani go o to nie zapytała. Chłopiec bawił się telefonem w miejscu, do którego dojechała policja... Chłopiec nie wykazał objawów paniki, nie płakał, wygląda na to, że radził sobie. Być może, gdyby mu się rozładował telefon po prostu by się nudził. Do tego stopnia, żeby się oddalił gdzieś i... Tak się zastanawiam, co by było, gdyby mama zostawiła go w domu/na kwaterze - mówiąc to samo? oczywista pomijam te wszystko: o rany, dramat, jak mogła, a gdyby tak niedźwiedź, załamanie pogody i jeszcze wiele innych. Istotne jest, co się wydarzyło obok tej historii. Komentarze. Suchej nitki na kobiecie. Matce znaczy. Co ja bym zrobił...? Napiszę wam, co ja bym zrobił. Ne zostawiłbym 10-cio latka na szlaku. To on, zostawił by mnie. Wielokrotnie tak bywało w Tatrach po obu stronach granicy. Na Koprowskim Szczycie czekał na mnie i mamę dobre pół godziny licząc od momentu, kiedy zerwał się "z łańcucha" bo nas jakiś energiczny Słowak wyprzedził. Pogoda była "śliska", nie pewna ale było zadanie do wykonania. Sprawdzić jak drzemią pawiookie stawy w smreczyńskich skał zwaliskach. Co ja bym zrobił na miejscu tej pani, obserwując tak jak ona tego chłopca? Pierwsze, to wiedziałbym sam, gdzie jestem i co z tego wynika potencjalnie. Dziecko "znalezione" pod Biedronką z telefonem w ręku, czy na ścieżce do lasu nie od razu wzbudza mój niepokój. Dopytał bym czy to skutek wcześniejszych praktyk mamy? Czy wie, gdzie jest? Czy potrafiłby sam trafić na kwaterę? Czy ma kontakt z mamą? Czy poza mamą jeszcze kogoś tu ma? Czy ma zapas wody, jedzenia, czy coś do ubrania na wypadek załamania pogody? Czy takie załamanie pogody sam już przeżył? Czy przeżył już z rodzicami i wie, co należy wtedy zrobić? Wszystko w spokojnej formie mając z tyłu głowy akceptację dla potencjalnej dzielności. Dopiero potem podjąłbym decyzję ale... Organizacja już wie. Organizacja żywi, organizacja radzi, organizacja nigdy cie nie zdradzi! Do czasu... https://i.ibb.co/LdYsb15M/FB-IMG-1754835921256.jpg I to tyle o dziecku "w górach". W ciemnosmreczyńskich skał zwaliska, Gdzie pawiookie drzemią stawy, Krzak dzikiej róży pons swój krwawy Na plamy szarych złomów ciska. U stóp mu bujne rosną trawy, Bokiem się piętrzy turnia ślizka, Kosodrzewiny wężowiska Poobszywały głaźne ławy... Samotny, senny, zadumany, Skronie do zimnej tuli ściany, Jakby się lękał tchnienia burzy. Cisza... O liście wiatr nie trąca, A tylko limba próchniejąca Spoczywa obok krzaku róży. Słońce w niebieskim lśni krysztale, Światłością stały się granity, Ciemnosmreczyński las spowity W blado-błękitne, wiewne fale. Szumna siklawa mknie po skale, Pas rozwijając srebrnolity, A przez mgły idą, przez błękity, Jakby wzdychania, jakby żale. W skrytych załomach, w cichym schronie, Między graniami w słońcu płonie, Zatopion w szum, krzak dzikiej róży... Do ścian się tuli, jakby we śnie, A obok limbę toczą pleśnie, Limbę zwaloną tchnieniem burzy. |
Konkluzja...
Zaprawdę powiadam sobie...
Trudno... Bardzo trudno być dzisiaj "dzieckiem w górach". Ileż te dziecko musi wykazać determinacji rodziców, by być dzieckiem w górach? Zaufanie do prawa zamiast do wartości - system przepisów zamiast realnego procesu uczenia się i budowania odpowiedzialności. Dziecko w górach... z telefonem nawet w górach nie było. |
Zwycięzcy idą od porażki do porażki. Wygrani stoją na podium i świętują.
Spałem na tej budowie , miałem zaszczyt. Co tam się działo... |
Piszę z telefonu, więc będzie krótko i nie na temat.
Chciałem serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy twierdzą, że ja się znam na wszystkim. Nie ważne, że to forma zarzutu. To utwierdza mnie w przekonaniu, że mam rację. Ba... W związku ze związkiem oczywistym jest, że moja racja musi być mojsza. Im więcej ludzi zwraca mi uwagę rzeczoną, tym bardziej ja utwierdzam się w przekonaniu. Niestety, nie jest tak kolorowo... Przejrzały mnie wnuki. Te wredne, małe... |
Bez butów...
Od wczoraj na chacie wnuki.
Pierwszy raz, na ładnych kilka godzin najmłodszy też. Ile te szkraby szczęścia samą obecnością wnoszą... Dzisiaj odkryłem, że Marysia (tak jak ja) potrafi bezwiednie pisać odbiciem lustrzanym, czyli lewą ręką wspak - od prawej do lewej. Za 10 dni do pierwszej klasy pomaszeruje. 9- ka rodzeństwa. Wszyscy szczęśliwi... ...i do tego matka wołała rodzic chłopców. Remont jutro. |
Cytat:
To jest mój ostatni ratunek. Przez ostatnie 10 lat wpadałem w osobistą pułapkę. Własnego słowa. Zrozumiałem to na Antypedaliadzie. Nie ma już obecnie autorytetu, który by mnie z własnego słowa (czasem potoku całego) wyleczył. Tak sądziłem... I nagle ktoś kopiuje Ciebie, wkleja ci obraz (nawet 2+1) i ożywia... Jeden obraz przez drugi próbuje ci przekazać wizję swojego świata. Eksplodują otwory paszczowe, przekrzykują. Gdzieś między mózgiem a otworem dochodzi do interferencji przy tym panuje niewyobrażalny ścisk. A pogania B, za chwilę, to B pogania A, gdzieś przeciska się C... Wszystkie te ABC...Z, tworzą dla niedoświadczonego odbiorcy szereg niezrozumiałych kombinacji, co w połączeniu z rosnącymi decybelami!!... Mój mósk zaczyna parować. Moja osobista planeta płonie. Nie ma ratunku...? Znowu jest cicho... Wielki Cukrownik siedzi sam przy kompie i pisze... ...w stepie szerokim, którego okiem nawet sokolim - nie zmierzysz, wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa... |
Jak facet mówi, że coś zaraz zrobi to zrobi.
Nie trzeba mu co pół roku przypominać ;) |
Jeszcze ciekawostka
Lodówka piękna jak Pamela Anderson już stoi.
Na dworcu leje więc podzielę się info nim zmoknę. Z serii: "Geograficzne ciekawostki językowe" Omack i Nienack, czyli dwie niewielkie miejscowości w północnej Syberii, o których mogliście nie słyszeć, ale na pewno używacie ich nazw w mowie codziennej Przez prawie sześć miesięcy w roku, w Nienacku i Omacku jest bardzo ciemno. To właśnie przez deficyt promieni słonecznych w tej części świata, wzięły się określenia "Po Omacku" oraz "Z Nienacka". Do Polski przywiózł je Sergiej Wierutnow, znany w owych czasach podróżnik. Dziś wiemy, że Wierutnow był kłamcą i nigdy nie był na Syberii, ale oba stwierdzenia zdążyły wejść na stałe do języka polskiego. Powyżej info z eteru a tu bezpośrednio moje doświadczenie. Podobnie jest z Brzęchosławicami. Najstarsza ordynacja na globusie PL aż dziw, że nikt o niej nie słyszał ale tak to już jest, że stare jest be. Może pech ordynacji polega na tym, że zaczyna się na "be"? Nie wiem. Odwiedzałem ją kilkukrotnie i za każdym razem nachodzi ta sama refleksja... Jest a jej nie ma... |
TRZY stare pojęcia w życiu wyjaśnione jednym nowym postem :D
|
Drogi AI Czariusz-u.
To zapytam, czy za odtwarzanie tego utworu u fryzjera albo w barze trzeba płacić zaiksy? Z wyrazami Dariusz. |
AI Czariusz
Twórca jest więźniem swojej głowy.
Dostrzegam początki choroby psychicznej. Wakacje 1985 Pokój 9m2. Mały segment z rozkładanym biurkiem, szafa, łóżko. Na parapecie kwiaty, które rosną tylko tu. W pokoju obok więdną. Tu rosną. Dwa kaktusy kwitną. Jeden wypuszcza piękny, duży kwiat. Nagle, pod wpływem jego ciężaru kaktus wywraca się i spada z parapetu. Na książki. Te leżą pootwierane , bez zakładek. Każda kolejna książka pilnuje stronę tej, na której leży. Trzeba jakoś uprzątnąć kaktus tak, by nie zburzyć stanu literatury. Czytanie symultaniczne. Ten stan trwa już dwa tygodnie. Czytanie, czytanie, czytanie... Czas życia, czas śmierci. Erich Maria Kramer. Trzej towarzysze, Czarny Obelisk, Łuk Triumfalny, Lalka i wiele innych. Przerwa w pracy. Amok. Ok. Jutro... Jutro przebiegnę testowo 10km. Poniżej 50 minut. Wieczorem. Potem praca, praca, praca... To mój pierwszy urlop dziekański. On tak ma. |
Boso...
I tyle warta jest moja AI.
Niemiec i Rosjanka. Zadanie było proste. Ale nie... jej się myśleć zachciało. Czy warto słuchać nieudaczników? Jak ładnie śpiewają, to może i warto, pomyśli kto... Nie. Słuchajcie tylko udaczników. Zapanuje błoga cisza. Jeżeli już... To czytajcie książki. Na wzór szkoły Arystotelesa spacerujcie i dyskutujcie potem. Najpierw sami ze sobą. Wieczorami, po ulicy, pojedyńczo lub parami snują się okularnicy ze skryptami... Mniej więcej tak właśnie. Arystoteles wyprzedzi epokę o blisko 2000 lat. Tyle wystarczało znaczącej części (tej europejskiej) do konsumowania rzeczywistości przez blisko dwa tysiąclecia. Niestety... Komuś za bardzo przeszkadzał księżyc, drugiemu Merkury. Przecież Europejczycy skolonizowali świat siedząc głową w IVw p.n.e.! Kiedy uczy cię wizjoner, co wybiega dwa tysiąclecia do przodu przez chwilę możesz się poczuć Wielkim. Niestety. W nas nie pokutuje Arystoteles. My myślimy od pierwszego, do pierwszego. Tak nas wychowano i tak postępujemy. Nic ponad to ale... nawet to potrafimy spier... Jakiś dureń wymyślił 500+. I miast jak Pan Bóg nie przykazał porzucić po m-cu ten projekt, to nie. Księżyc i Merkury rżą ze śmiechu. W końcu pisał już o tym Mickiewicz, że jesteśmy dziadami. Całą komunę nas tego uczono! Żyjemy w uniesieniu, jak tysiące komarów, zapominając o tym, że za mało się bzykamy, by taki żywot był nam pisany. Żyjąc w takim uniesieniu tworzymy idealne warunki dla innych komarów, tylko bardziej przystosowanych. Żyjących przyziemnymi sprawami. Normalni ludzie (w sensie ci źli) żyjąc nad morzem, korzystają z bryzy. My nie. Jesteśmy kurzem. Kurzem bez krawata - awanturjącym się. Temperatura awantury rośnie, unosimy się jak - znaczy żyjemy w uniesieniu, i...? Z nad morza płynie znowu te chłodne powietrze... Normalnie, to koniec byłby. Ale nie... Nas porywają passasty i dzięki panu Corliolisowi unoszą nas na rajskie plaże Karaibów. My dla siebie "znakomicie". I to raczej tu jest przyczyna wszystkiego. Ze myślimy od pierwszego, do pierwszego. Zawsze do pierwszego lepszego... |
Boso...
1 Załącznik(ów)
Tu mogę wykładać z nieudacznictwa.
|
Studenci będą na trawie siedzieć?
Jakbym miał busa sprawnego, to wziąłbym do Ciebie byki. Posprzątały by ten trawnik w jeden weekend |
Studenci będą kosić kosą. Nawet dwoma.
Siedzieć na dupie... dobre sobie! Niech się uczą gamonie!...Jak chcą gruszki na wierzbie. |
Boso...
Po powrocie ze wsi mustruję na statek. Służbowo.
Realizacja jednego z marzeń. Wsiąść na statek jednej z polskiej kompani, co pływa zachodnim wybrzeżem Afryki i gdzieś na granicy Sahelu zejść na glebę. Towarzyszył mi będzie Pan Kwiatkowski. Odrestaurowany gagatek - rocznik 1938. |
Boso...
1 Załącznik(ów)
Walczę o przetrwanie.
Żywcem mnie nie wezmą. |
Cytat:
|
Boso...
Ale tu Przesmyk Suwalski;)
Wrócę na Święta. |
Problem Popiela z myszami to legenda, a owe ziarnko prawdy w legendzie to najazd Myszyngów, który miał wspomóc Siemowita w pokonaniu Popiela i przejęciu władzy.
Tak kiedyś słyszałem. Wszędzie wojna i polityka! :D |
Kasa Blanka
Umarłem aby żyć.
Zatem. https://i.ibb.co/wZVX5sWm/DSC-0256.jpg https://i.ibb.co/RpRhwkhG/IMG-4103.jpg |
Amen
|
Na podwórzu się kurzy
Skoro wieje pozytywnie, to będę dalej uprawiał, co zamierzam.
Jestem za tymi zmianami. Czuję w nich oddech czeskiego wielbiciela dwóch pedałów, w tym mnie. Mam dwa tandemy, żeby nie było skojarzeń. Jeden, zniszczyli mi gamonie na Integracji Podlaskiej. Wiem kto ale nie będę rozliczał, bo już mi się nie chce. Napisał bym, co im w cztery litery ale... w sumie, to ich lubię. Aczkolwiek jeszcze jeden taki numer i tych trzech panów doceni mój najlepszy środek na hemoroidy. Mam (tandem) drugi. Tego muszę po prostu złożyć do kupy. W tym kłopot, że też mi się nie chce. Czeski (p)gej jest teraz bardziej niemiecki. ma większy problem niż ja. Bo mnie jest dwóch a jego trzech. Ale budzi nową nadzieję we mnie. Może wsiądę na rower o pożegnam lato elegancką solówką po Pojezierzu Bytowskim z finałem na moim ulubionym zakolu Wieprzy? Sam fakt, że o tym myślę, bardzo pozytywnie rokuję, nawet, kiedy nic nie pożegnam. Czeski (p)gej odżył w Białej. Strasznie mnie to cieszy, bo po głowie chodzą mu różne, dziwne rzeczy. Wiem, że chciał wyrazić kredą na chodniku sprzeciw ale akurat padało, przykleić się do asfaltu - z podobnym skutkiem. Zakole Pilicy i wianeczek urodziwych niewiast zamknęły koło zamachowe, po którym eksplodowały propozycje zmian. Koło zamachowe, czyli krąg forumowych terrorystów. Na razie jednak "kwitną" mi dwie czereśnie, trzecia chce ale jeszcze nie może. W glebie jeszcze dwie kolejne. W lodówce stratyfikacja również nabiera tempa. Idzie ku dobremu - mam nadzieję. |
A ja lubię ten wątek, to jak podróż, a lubię nieprzewidywalność okraszoną dozą kultury, chamstwa, realizmu, oryginalności, normalności i wariactwa. Niezmiennie wzbudza to w mojej głowie myślenie, często zanikające w świecie szablonów i powinności...
|
Cytat:
|
Reset
Mały włos poszedłbym w ślady Gortata.
Z "legendy" zostać głupcem? Wspomniana antypedaliada mnie uratowała. Te trzy dni sam że sobą, potem towarzyski kontrast... 100 lat temu było inaczej. Zaraz po moich narodzinach Alibabki wybiły się przebojem Batumi. Artek, Soczi i Batumi mniej dostępne niż bułgarskie perły kusiły orientem. Nie miałem 10-ciu lat, kiedy jechałem Drogą Wojenną do Tbilisi, potem koleją do Batumi. Dalej nie pamiętam. Na 60-te urodziny uraczony zostałem prezentem. Zaproszeniem do Kutaisi. Pół wieku później palmy i kamienie w Batumi te same. Nie chcę być kojarzony z Gortatem. W całym tym wątku chyba nie epatowałem chamstwem? Przyjdzie i tu czas jednak na podsumowanie pewnego kurestwa ale akurat forum nie ma z tym nic wspólnego. Może f-cznie niesbornie lecę tu drogą życia ale już tak zostanie. Wrócę tymczasem do Bułgarii, by ją zamknąć. W sensie temat. Będzie sporo węgierskiego, bo po polsku nie potrafię wyrazić tego, co mogę w węgierskim. To mój drugi język. Mimo, że dawno był nie używany, wystarczyło porozmawiać i okazało się, że z moim węgierskim jak z jazdą rowerem. Nie zapomina się. Co ciekawe porozumiewam się czystym, literackim węgierskim. To skutek mnogo czytanej węgierskiej, współczesnej literatury. Ciekawym było by, gdybym czytał (ucząc się mimo woli) jakąś historyczną lekturę i mówił bym coś a'la językiem współczesnym Szekspirowi, który jest bardzo daleki współczesnemu angielskiemu. Azaliż... Jak to będzie po węgiersku, wiecie? Zatem jutro zaliczymy wspólnie parking przy liedlu w Sozopolu i zastawimy bramę trafostacji pod Nesebyrem. Na rozgrzewkę dla tych, co uzywają fb: https://www.facebook.com/share/v/1ZgLpBLeB8/ Może widoczne będzie też dla beztwarzowych. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:45. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.