Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (https://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (https://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Kamyk z Bartangu, czyli Tian-Szań & Pamir solo. 7-20.VII 2017 (https://africatwin.com.pl/showthread.php?t=30706)

madafakinges 18.12.2017 20:46

Myślałem że przygotowałeś sobie opone na lód;)

bukowski 18.12.2017 21:04

Cytat:

Napisał madafakinges (Post 562041)
Myślałem że przygotowałeś sobie opone na lód;)

A wiesz, ze ten skurczybyk byl calkiem dlugi? Dobre 1,5 cm siedzial w gumie, wiec detke na pewno rezał konkretnie.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

bukowski 22.12.2017 00:47

6 Załącznik(ów)
Kazarman – Song Kul

Budzę się przed świtem i nie mogę spać. Szkoda mi dnia, wstaję. O dziwo, gdy schodzę na dół, na stole przygotowane śniadanie: mleko, płatki, lepioszka i miód. W kuchni pachnie kawa z przelewowego ekspresu. I nikogo w zasięgu wzroku. Jest jakaś 4.30; gdy wciągam świeżą lepioszkę zamoczoną w miodzie, w korytarzu przemyka dziewczynka; za nią jak cień, młodsza siostrzyczka, której udaje mi się ukraść potem zdjęcie.

Załącznik 85341

Uśmiechnąłem się i już po chwili gadaliśmy: trochę po rosyjsku, trochę po angielsku. Usłyszała, że wstałem i przygotowała mi śniadanie. Miała tyle lat, co mój starszy syn: dziesięć. To była niezwykła rozmowa; dzieliło nas wszystko: wiek, kultura, język, a jednocześnie rozmawialiśmy jak kumple, jakbyśmy znali się od wielu lat.

Załącznik 85342

Tego dnia plan minimum obejmuje dojazd do Song Kul i relaks.
Docieram tam po trzech godzinach. Trochę kotłują się chmury, kapie deszcz, ale w okolicach rzeczki Kurtki pojawia się radość: słońce, gładka droga, zamiatam sobie bezkarnie dupką po gładkim szutrze. Niesamowite dość cmentarze: krzywe nagrobki, wszystko jakieś tymczasowe, żadnych ludzi.

Załącznik 85344

Mógłbym tak jechać do ciemnej nocy.

Załącznik 85343

Załącznik 85345

enduromaniak 22.12.2017 01:00

Porażka to nie spróbować. Piękne widoki.

sambor1965 22.12.2017 06:11

nie wiem dokąd dojechałeś, ale ten szlak do Bokonbayeva jest mało realny. Droga rozdziela się przy gorących źródłach. Prosto wiedzie na Tosor, a w lewo idzie na Tang czyli do Bokonbayeva. Raczej nie do zrobienia. Czytałem relacje rowerzystów rosyjskich i pisałem z nimi. Twierdzą, że nie da się motorkiem.

chemik 22.12.2017 07:12

Cytat:

Napisał sneer (Post 562678)
Rozumiem już, że będę musiał wrócić. No, porażka.

Ej, Ty tak poważnie? Nie wiesz, że czasami trzeba zrobić krok w tył aby móc zrobić pięć kroków w przód? ;)

Gilu 22.12.2017 07:47

Te dróżki w górach żeby były przejezdne po zimie muszą być udrożnione po zimowo wiosennych zawałach
Jeśli nie są ważne komunikacyjnie i tego nie zrobią to krajobraz po zejściu śniegów wygląda jak na księżycu
Kiedy planowałem swoją trasę przyglądałem się tej dróżce przez satelitę

Rychu72 22.12.2017 07:54

Sneeru drogi wrzuć tracki to będzie można sobie podglądać na BC .... a i może w przyszłym roku skorzystam z nich ;)

bukowski 22.12.2017 09:49

8 Załącznik(ów)
Song Kul - Naryń - Tash Bashat – HGW (ten sam dzień, 16 lipca)

Nad Song Kul w zasięgu wzroku mam ze dwa oberwania chmury. Wieje mocno, a temperatura nie przekracza 15 stopni a nad brzegiem jeziora altimetr pokazuje 3 000 m npm.

Załącznik 85347
Załącznik 85348

W związku z tym, że jeszcze nie ma ósmej rano, zjeżdżam niezwykle malowniczymi serpentynami w stronę M41.

Załącznik 85349
Załącznik 85350
Załącznik 85351
Załącznik 85352

Droga, na której samochód z motocyklem nie ma szans; na krótkich prostych odkręcam po to, by zaraz złożyć się bokiem w agrafce; i tak co minutę przez dobrych dziesięć kilometrów. To chyba jeden z najlepszych odcinków całej wycieczki. Niedługo potem docieram do Narynia, jest ledwie południe.
Załącznik 85353
Tankuję i lecę do Tash Bashat. Dłuższą chwilę szukam słynnej swastyki; nie jest łatwo, ale w końcu znajduję. Cała ta dolina wzdłuż Narynia jest niesamowita: można lecieć sobie szutrem dobrze ponad 100 km/h. Nie wiem kiedy mija 50 km i zaczynają się góry. Pogoda zapowiada się źle: szczyty w gęstych chmurach, co chwilę kropi. Pamiętam, że istnieje szlak z Tash-Bashat do Bokonbayevo nad Issyk Kul. Niby pieszy, a wycieczki konne planują na 4-5 dni. Co, ja nie dam rady? Hahaha. Przecież niczego się nie boję, bo mam w dupie naboje.

Załącznik 85354

Niestety od tego momentu trudno mi określić, gdzie jestem. Jak może ktoś odnotował, w Sary Tash straciłem baterie do spota, więc go wyłączam, żeby mieć na wszelki wielki możliwość wezwania pomocy. Gdy wysokość przekracza 2 500 m npm wyłącza się GPS. Nie zauważyłem, że wysunęła się wtyczka, baterii nie miałem a jedyne sprawne siedziały w spocie na czarną godzinę. Zaczyna pizgać złem. Temperatura spada poniżej 10 stopni i grzmi. Mimo, że jest dopiero jakaś 17, robi się ciemno i kończą mi się jaja. Droga przechodzi w ścieżkę, ścieżka zaczyna mi się gubić. Zaczyna lać deszcz, zimny i gruby. Wymiękam. Gdy dostrzegam trochę osłonięte miejsce pod skałą, rozbijam namiot i postanawiam przeczekać. Jest już całkiem ciemno, gdy w przedsionku udaje mi się zagotować wodę i zalać liofilizowany obiad. No, chujowo jest. Wyciągam śpiwór i próbuję się zdrzemnąć. Zimno, mokro i do domu daleko. Włączam spota, nadaję komunikat "tu śpię" ale tak naprawdę nie daję rady zasnąć. Gdzieś w środku nocy deszcz ustaje i przysypiam na chwilę. Budzę się zmarznięty; wiecie, jaki to stan: chce się lać, chce się wyprostować kości i jakoś zagrzać, a człek kuli się w śpiworze i łapie kawałki ciepła z własnego oddechu. Nawet nie wiem, gdzie jestem. Włączam na chwilę telefon, ale mapa offline nic mi nie mówi: jestem gdzieś w połowie między Tash Bashat a Bokonbayevo.
Gdy budzę się zaczyna się robić jasno. Rozumiem już, że będę musiał wrócić. No, porażka.

madafakinges 22.12.2017 10:02

El by Ci napisał, że jesteś leszczem i gdybyś wcześniej choć 30km pojeżdził afrą to byś to bez problemu przejechał, a tak to perspektywa tej ścieżki Cie przytłoczyła...

ps. Zajebisty odcinek czekam na c.d.

colles 22.12.2017 11:07

Cytat:

Napisał madafakinges (Post 562706)
El by Ci napisał, że jesteś leszczem i gdybyś wcześniej choć 30km pojeżdził afrą to byś to bez problemu przejechał, a tak to perspektywa tej ścieżki Cie przytłoczyła...

:hehehe:

dżony 22.12.2017 11:57

ten szlak zaczyna się w tym miejscu ? 41°43'57.3"N 76°44'52.3"E

czy to inna droga

bukowski 22.12.2017 13:02

Cytat:

Napisał dżony (Post 562718)
ten szlak zaczyna się w tym miejscu ? 41°43'57.3"N 76°44'52.3"E

czy to inna droga

Sądzę, że właśnie w nią skręciłem. Problem w tym, że GPS mi padł zaraz za Tash Bashat więc nie wiem nic na pewno. Ale wygląda na to, że to jedyna dróżka odchodząca w prawo w tamtej okolicy.

Gilu 22.12.2017 14:08

Raczej tu
41,875657
77,049046

bukowski 25.12.2017 15:07

6 Załącznik(ów)
Besh Tash - Kara Say

Zmarznięty wychodzę z namiotu, gdy na dworze jest jeszcze szaro. Wszystko mokre, ale już nie pada. Mam wrażenie, że ciuchy poprzedniego wieczora kompletnie mi przemokły, ale po chwili dygot ciała ustaje. Nabieram wody z potoku; tym razem do ugotowania 300 ml wody trzeba dwóch pastylek a nie jednej. To pewnie z powodu wysokości i dość niskiej temperatury na zewnątrz; tak czy siak mała kuchenka esbit do gotowania wody zdecydowanie sprawdziła się. Zalewam owsiankę, zwykle porcji 600 g nie byłem w stanie zjeść, ale tym razem wchodzi wszystko i do kawy wciągam jeszcze batona energetycznego. Gdy rozglądam się wokół obozowiska, które wybrałem przypadkowo, po ciemku i pod presją grzmotów, dochodzę do wniosku, że miałem sporo szczęścia, gdyż tylko jakaś przypadkowa myśl kazała mi odsunąć namiot od skalnej ściany, teraz radośnie rozlewał się tam strumień.

Dziękuję za wszystkie poranki i wieczory, wszystkie dni i noce..

Wszystkie. Także te najtrudniejsze..

Od nich dostałam najwięcej.

Od ciemności dostałam jasność. Od chłodu - ciepło. Od pustki - pełnię. Od słabości - siłę.

Dziękuję.

Dziękuję za moją niedoskonałość..

Każda chwila to lekcja. Uczę się. Potykam. Mylę. Przewracam i błądzę. Zniechęcam i doznaję olśnień..

Zatrzaskują się drzwi. Otwierają nowe..

Otwierają oczy..

Zza zakrętu wyłaniają się cele..

Daję się ponieść świeżej fali nadziei.

Dziękuję..



Po paskudnie mokrej nocy cieszy mnie przedzierające się przez chmury słońce, pakuję się i ruszam. W dzień, w słońcu, z ciepłą kawą w żołądku i - co w sumie ważniejsze dla psychiki - tyłem do groźnych gór i ciężkich chmur - wszystko wygląda inaczej.


Załącznik 85355

Wkrótce opuszczam szutry i asfaltem docieram do południowo-zachodniego koniuszka Issyk Kul.

Załącznik 85356

W jakiejś miejscowości wchodzę na kawę i szukam jakiegoś sensownego noclegu. Po ostatniej nocy potrzebuję łazienki, jagnięciny i wina. Godzinę później melduję się w Kaji Say, małym hoteliku połączonym ze skansenem ZSRR. Fajnie, oczywiście pytają czy znam Kristofa. Nie ma jeszcze południa, więc postanawiam dotrzeć do Kara Say. Rozmawiam o tym z właścicielem hotelu, trochę tajemniczo się uśmiecha i mówi, żebym koniecznie przywiózł i pokazał zdjęcia - bo on nigdy tam nie był.
Dalej to się nie śmiejcie za bardzo. Wspominałem, że mam słabą orientację w terenie. I średnio kojarzę miejsca z wiedzą na jakiś temat. Ale po kolei:
Dojeżdżam do Barskoon i wjeżdżam w dolinę.

Załącznik 85357

Pierwsze wrażenie - best gravel ever. Idealnie gładki, wyprofilowane zakręty. Nagle z jednego z takich zakrętów wylatuje amerykański Mack z cysterną z napisem "Ognieopasno" Jadę dalej, za chwilę drugi, trzeci... Przestaję je liczyć, ale na odcinku kilkunastu kilometrów mijam ich ze trzydzieści. Pomyślałem sobie najpierw, że pewnie A364 jednak prowadzi do tego całego Engilchek. Dlaczego to tylko cysterny i dlaczego to tylko Macki? Tych ciężarówek prawie się nie spotyka, ani w Azji, ani w Europie. Niczego sensownego jednak nie wymyślam. Wreszcie trafiam na post. Szlaban zamknięty, stoję i czekam. Podjeżdża Mack, szlaban podnosi się, to ja za nim. No i leci za mną gość i wrzeszczy coś. Zatrzymuję się i już myślę o mandacie, ale facet na czapce ma napis "Security" więc luz. Nie wiem o co chodzi.
- Wy kuda? -pyta, wyraźnie uspokojony tym, że zatrzymałem się i zdjąłem kask.
- A na ekskursju - odpowiadam standardowo, zresztą zgodnie z prawdą.
- Na ekskursju? - chyba jest zdziwiony - a kuda?
- Do Kara-Say.
- Eta daljeko.
Rozmawiamy chwilę. Wyciągam jerky beef, częstuję. Próbuje i kręci z uznaniem głową. Mam tego towaru trochę za dużo, bo pierwotnie robiłem zaopatrzenie na 3 tygodnie, więc wyjmuję z sakwy całą paczkę i daję mu w prezencie. Przyjmuje, ale mówi do mnie, że nie może mnie puścić. Puszcza przy tym oko, ale nie wiem, o co mu może chodzić. Zawracam więc i jadę z powrotem. Macha do mnie i pokazuje najpierw kamerę zamontowaną na budynku, a potem drogę dookoła budki. Puszcza oko jeszcze raz i uśmiecha się. W ten sposób po chwili wjeżdżam na fantastyczne serpentyny do przełęczy Suyak.

Załącznik 85358

Co chwilę mijam Macki z cysternami; gdy łamią się w agrafkach, muszę poczekać. "Co może wciągać w takich górach paliwo w takich ilościach" myślę, ale nic nie wymyślam. Po drodzę odnotowuję tablice ostrzegające po angielsku (sic!) o nisko wiszących kablach (po ch...kable na takim zadupiu?); potem po rosyjsku i angielsku tablice zabraniające zatrzymywania się, ze względu na niebezpieczeństwo lawin. To chyba mało aktualne, bo lodowiec widać z 200-300 metrów wyżej dopiero; jest brudny jak cholera.
Zrozumiałem dopiero, gdy dotarłem do rozstajów:

Załącznik 85359

Droga w prawo wiodła w stronę Kara Say i dalej Narynia, więc skręciłem w lewo. Po chwili szlaban i budka. Wychodzi gość, tym razem z automatem na plecach. Nie odpowiada na "zdrastwuj", więc podaję mu paszport.
- Piermit u was jest?
No tu mnie zażył. Nie wiem, o co chodzi, o jaki permit. Zdaje się, że gdzieś niedaleko chińska granica, może o to?
Zabiera dokumenty i idzie do budki. Wychodzi stamtąd w towarzystwie jakiegoś gościa w swetrze.
- Szto zdies? - pytam.
- Wy nie znajetie, szto zdies? - jest wyraźnie rozbawiony. Kumtor zdies. Bes permita nie nada.
Wtedy dopiero rozumiem. Kumtor to kopalnia złota, tylko nie skojarzyłem, że jestem właśnie niedaleko. Altimetr pokazuje 3 700 metrów, dookoła szczyty pokryte lodowcami, jakieś w połowie nieodmarznięte jezioro. Wow.
- Wy turist? - pyta.
- Da, turist - odpowiadam. Mówi mi, że mogę jeszcze kawałek pojechać, ale nie dalej niż do kolejnego postu. I mówi, żebym nie wyciągał aparatu fotograficznego, bo jak mnie przyuważą to zarekwirują. Patrzy mi głęboko w oczy i mówi - nie lzja.
Po chwili jadę dolinką, znów krótki podjazd i stop. Kolejny post jest na czymś w rodzaju przełęczy, za którą nic nie widać. Nie próbuję nawet atakować szlabanu i zawracam. Ciekaw jestem, czy ktoś dotarł do samej kopalni; na zdjęciach satelitarnych wygląda to niesamowicie. Wszystko wskazuje na to, że jest tam kopalnia i ogromna fabryka, gdzie złoto odzyskuje się w bardzo toksycznym procesie chemicznym z rudy; zabawnym zbiegiem okoliczności życie kiedyś związało mnie z taką fabryką w Polsce. Ta jest oczywiście gigantyczna; czytam później, że 10% PKB Kirgistanu pochodzi właśnie z tej dziury w ziemi. Drugie tyle (w przeszłości 2x tyle...) lądowało w kieszeni kanadyjskiego wspólnika tego całego bałaganu.
Gdy docieram do postu przy rozstaju dróg, psuje się pogoda. Dolina, w którą mam zjechać, zniknęła w chmurze, zaczyna zacinać czymś pomiędzy śniegiem a gradem. Drobne śnieżynki, ale tak tną w twarz, że zamykam blendę mimo prędkości typu 30-40 km/h. Temperatura spada do 2 stopni, wieje i pada. Zjazd mokrymi serpentynami nie sprawia przyjemności; cały czas mijają mnie kolejne Macki. Na szczęście robi się coraz cieplej, przy poście na dole jest już 15 stopni a śnieg zamienił się w mżawkę. Wychodzi strażnik i daje mi znaki, żebym objechał dookoła szlaban. Godzinę później jestem nad Issyk Kul: świeci słońce, a motocykl pokazuje 24 stopnie. Szok.

Załącznik 85360

Tego dnia już odpuszczam. W ogóle już odpuszczam; do wyjazdu zostało mi 3 dni, opona już mocno łysa, co oznacza szybko rosnące prawdopodobieństwo złapania gumy. Kręcę się jeszcze po okolicy, zapuszczam się w wąwóz Skazka i wracam do hotelu. To był fajny, bardzo fajny dzień.

Wieczór spędzam przy butelczynie z właścicielami hotelu. Mówię im, że następnego dnia chciałbym zobaczyć Khan Tegri tak blisko, jak się tylko da. Na to właścicielka, pani w wieku balzakowskim, zasuwa historię, że ona to na Khan Tegri to była. Szczęka mi opada, ale po chwili wyjaśnia, że jako filmowiec, helikopterem, wywieźli ich tam na 3-4 dni zdjęć. Niestety nie wiedzą, jak tam podjechać; w Internecie nic, na mapie same lodowce, w Garminie dróżek też . Postanawiam więc pojechać tam na chybił trafił. Ale to jutro.

Jarczoq 25.12.2017 16:05

To lepsze, niż przeciętna książka. Takie wycieczki nie do końca wymyślone są najbardziej fascynujące.

bukowski 27.12.2017 11:12

7 Załącznik(ów)
Kaji-Say - A364 -przełęcz Arabel.

Moja podróż dobiega końca. Tego dnia zupełnie nie mam planu, poza tym, że chcę zapuścić się w okolicach A364 w góry i próbować dotrzeć jak najdalej na wschód a być może zobaczyć Khan Tegri.
Prawdę mówiąc, do momentu jak spojrzałem na mapę przed chwilą, byłem pewien, że dojechałem na przełęcz Arabel, ale jak patrzę teraz, to nie jestem przekonany. Może ktoś rozpozna ze zdjęć. W każdym razie gdzieś za miejscowością Teplokluchenka skręciłem w asfalt w góry. Asfalt skończył się w jakiejś wsi no i dalej jechałem szutrem dość długą doliną.

Załącznik 85361

Jadę na luzie, na halach wypasa się trzoda, jest sielsko-anielsko, wtem! na mostku była dziura, podłużna, na wylot. Dostrzegłem ją tak późno, że nie miałem szans ominąć. Do dziś nie rozumiem, w jaki sposób przejechałem po niej nie wpadając, ale chwilę trwało, zanim zwieracze mi odpuściły. W takim durnym momencie, na zwykłej drodze mogłem słabo zakończyć wycieczkę. OTB przy 50 km/h mogło się skończyć tragicznie.

Załącznik 85362

Podjazd pod przełęcz 3 800 m n.p.m bardzo efektowny: stromo, kręto, krajobraz jak z Marsa. Żadnej zieleni, żadnych ptaków, trochę zmarzniętego śniegu.


Załącznik 85363

Wyjeżdżam na górę i jest nagroda: ośnieżone szczyty Tian-Szań jak na dłoni. Trochę widać na zdjęciu poniżej, na drugim planie. Nie wiem, czy to Khan Tegri. Włączam GPS na chwilę, ale czytanie mapy niewiele wnosi.

Załącznik 85364

Wtedy dostrzegam na prawo jakieś rozwalone zabudowania. Wychodzi z nich mały chłopiec, pewnie dziesięcioletni; brudny i wychudzony. Bardzo smutny widok. Wyciągam z sakw wszystkie cukierki, jakie mam, rozmawiam z nim trochę. Słabo mówi po rosyjsku, ale rozumiem, ze jest tam od wielu dni sam: ktoś, o imieniu którego nie zrozumiałem, pojechał do miasta parę dni temu i nie wiadomo, kiedy wróci. Gdy pytam, co robią w takim miejscu odpowiada tylko, że żyją tu. Dobrze odżywiony, na motocyklu za tysiące euro, po uspokojeniu sumienia cukierkami czuję że jestem jak Bokassa w mercedesie jadący przez wioski pełne głodujących ludzi. Wsadzam go na motocykl, odpalamy silnik, mały kręci manetką i uśmiecha się. A mnie w gardle ściska: chłopiec ma 9 lat, tyle, co mój syn.

Załącznik 85365

To był ten moment, kiedy poczułem, że ten etap podróży dobiegł końca. Zawracam motocykl i zjeżdżam nad Issyk Kul. Świeci słońce, gdy trafiam na skomplikowaną siatkę polnych dróg omijających system irygacyjny na północnym wschodzie jeziora, opróżniam rotopaxa.

Załącznik 85366

Tego dnia docieram do kurortu po północnej stronie, instaluję się w hotelu Dollinka - gdyby ktoś był, omijać szerokim łukiem. Drogo, brzydko i jeszcze opierdol zgarniam od pani kierowniczki, że na kolację nie przyszedłem. Na drugi dzień odkrywam wkręta w oponie, dokręcam osłonę łańcucha.

Załącznik 85367

Wieczór spędzam z trójką Kazachów: bonzo z łańcuchem na szyi z żoną i koleżanką żony przyjechali na wakacje.
Następnego dnia szybki transfer do Biszkeku, gdzie warto odnotować dwójkę Greków, którzy na dwóch NAT przyjechali z Grecji na motocyklach a teraz pakowali maszyny na Samborowy transport. Pod Kyzył Art jeden z nich stracił oponę; przy próbie zdjęcia rozpieprzył ją i musieli ściągać motocykl. Z Khorog przyjechał do nich krótkie mitsubishi pajero; po demontażu przodu afryka weszła na pakę. Grek, który został przy motocyklu przymarzł, bo w nocy było 2 stopnie i wiatr, a pomoc dojechała o 5 rano.

Został mi jeszcze jeden, ostatni odcinek tej historii, gdzie to i owo się wyjaśni.

jestem częścią najpiękniejszej całości razem z niebem, słońcem, księżycem, gwiazdami, kwiatami, wiatrem, ziemią i wodą. Oddech przypływa i odpływa jak ciepłe fale oceanu, a krew krąży radośnie w moich żyłach niczym górski strumień.

jagna 27.12.2017 12:29

Nie będę zbyt oryginalna, ale napiszę: bardzo Ci zazdroszczę tej podróży.
I czekam na ostatni odcinek...

furman 27.12.2017 13:27

Podobnie jak Jagna. Fajnie się czyta i marzy. Może nie w przyszłym roku,ale jest w planach...

sluza 27.12.2017 14:23

Pięknie. Brawo!!! Szkoda, że to kończy się już

Poncki 27.12.2017 16:40

Czytam od deski do deski :Thumbs_Up:

nabrU 27.12.2017 18:26

Super wyprawa i masz zacięcie pisarskie :D

Flowers 27.12.2017 18:52

Rewelacja :) Upewniłeś mnie, że muszę tam pojechać.
Był plan na 2018 , ale się nie uda.. widocznie, tak ma być.

Ale nie odpuszczę :)

Jeszcze raz grtuluję wyprawy !! :)

tyran 27.12.2017 20:44

Super podróż! Gratuluję i zazdroszczę.
Powoli przekonuję się do samotnych podróży.��

siwy 27.12.2017 21:01

Cytat:

Napisał sluza (Post 563180)
Pięknie. Brawo!!! Szkoda, że to kończy się już

można by się przejechać w tamte strony ...

a czyta się i ogląda foty super

enduromaniak 28.12.2017 17:09

sedno
 
Cytat:

Napisał sneer (Post 563157)
jestem częścią najpiękniejszej całości razem z niebem, słońcem, księżycem, gwiazdami, kwiatami, wiatrem, ziemią i wodą. Oddech przypływa i odpływa jak ciepłe fale oceanu, a krew krąży radośnie w moich żyłach niczym górski strumień.

Najlepszy dowód na to, że podróże kształcą :Thumbs_Up:
Widzisz tyle piękna na zewnątrz ile jest w Tobie.

northb 28.12.2017 20:43

żeby coś odkryć trzeba jeździć solo. super wyprawa! pozdrawiam

bukowski 28.12.2017 21:22

1 Załącznik(ów)
Moja wioska - Brwinów

To już ostatni odcinek, w którym nie będzie zdjęć, za to, mam nadzieję, uda mi się pokazać tę drugą podróż, która odbywała się równolegle.

Nie byłem pewien, czy tym razem trafię. Poprzednio błądziłem dobre kilkanaście minut, już niemal zwątpiłem, choć pamięć wciąż żywo wyświetlała obraz trzech dziewczynek z dziadkiem, stojących prawie nieruchomo, trochę nieobecnych. Gdzie to do cholery było?

Mówiła mi kiedyś o chłopaku, z którym włóczyła się motocyklem. Musiała być zakochana w nim po uszy, choć wprost nie odważyła się tego powiedzieć. Ze mną nie mogła już nigdzie pojechać, jej rozdergane zdrowie nie dawało najmniejszych szans nawet na krótką przejażdżkę.

Nie mogę się upić, głośno śpiewać ani kochać bez opamiętania. Nie mogę dźwigać, wspinać się, chodzić na szpilkach, zrobić prawa jazdy na motocykl. Nie wolno mi złamać żadnej kości, nie można mnie operować. Za dużo myśleć też nie mogę. O przeszłości lepiej nie, o przyszłości nie wiem co myśleć, więc chwytam się cienkiej, srebrzystej niteczki "tu i teraz".


To jej miałem jej przywieźć z zeszłorocznej włóczęgi kamyk chociaż. Pojechałem do Norwegii, na promie nawet wymyśliłem, że skoro motocyklem nie, samolotem nie bardzo, to popłyniemy w rejs po morzu. Ucieszyła się, a ja wiedziałem, że będziemy siedzieć do ciemnej nocy na najwyższym pokładzie i nie trzeba będzie nic mówić, bo wszystko będzie doskonałe. Noc, ciemność, szum fal i jednostajne pomrukiwanie maszyn. I nawet o tym nie trzeba było nic mówić. Wiedziała, że ja wiem, że ona wie.

O kamieniu zapomniałem. Po powrocie przyznałem się do tego ze wstydem. Powiedziała, że nic to, że kiedyś jeszcze jej przywiozę.

No i siedziałem tak na tym grobie, łzy same wypływały z oczu. I do cholery, nie płakałem nad sobą, jak by chcieli niektórzy. To było wewnętrzne wycie, czysty ból i tęsknota.

- Przywiozłem ci ten cholerny kamyk.

Ten sam, który ukradłem z potarganej trzęsieniem ziemi góry.
Wsunąłem kamień za wazon z astrami. Może nikt go nie zabierze stamtąd. Niedługo jesień.

####
Pół roku temu zmarła Ania Kaszubska. Niezwykły człowiek, ciepła matka trzech dziewczynek, dobra dusza czeczeńskich uchodźców, autorka bajek dla dzieci. Cytowane kursywą fragmenty pochodzą z jej internetowych zapisków Cuda są takie proste. Podczas przedostatniego kilkumiesięcznego pobytu na OIOM napisała książkę pt. "186 szwów" opartą na kanwie tułaczki innej niesamowitej kobiety, Czeczenki Zargan Nasordinowej.


Załącznik 85368

Korbol 28.12.2017 21:37

Fajnie się z tobą jechało... A ostatni odcinek....[westchnienie]

chemik 28.12.2017 21:40

Zaniemówilem.

Gończy 28.12.2017 22:02

Niesamowita historia, niesamowita relacja. Dzięki.

Boldun 28.12.2017 22:08

Wyprawa i foty godne.
Niesamowicie podkreślone ostatnim odcinkiem
:bow:

machoni 28.12.2017 22:13

tak jak pisze Korbol "fajnie się z tobą jechało" i tak jak pisze chemik "zaniemówiłem". Dzięki.

Vlad Palinka 28.12.2017 23:11

Cytat:

Napisał chemik (Post 563370)
Zaniemówilem.

Ja również

northb 29.12.2017 00:30

Ostatnią relacją zakreśliłeś wszystko co jest ważne w życiu, czego nie dostrzegamy, czego nie możemy cofnąć, naprawić. Czas jest bezwzględny dla wszystkich. To dobra lekcja. Myślę że każdemu będzie dzwonił ten fragment w głowie jeszcze bardzo długo. Osobiście i zapewne w imieniu wszystkich nas, Dziękujemy za to wyznanie, zostanie ono zapamiętane i przekazane dalej. Twoja historia będzie jeszcze długo pamiętana. Od początku relacji Wszyscy jechaliśmy razem z Tobą! Pozdrawiam i głowa do góry, trzeba żyć dalej.. goń po następne piękne kamyki!

myku 29.12.2017 01:13

Dziekuja za ta relacje i ciesze sie ze odczekalem z jej czytaniem az do dzisiaj.Czytajac ja na raz mozna poczuc ze sie tam jest,dzien po dniu.Gratuluje i czekam na kolejne :).

Lis 29.12.2017 02:48

Dziękuję.

sambor1965 29.12.2017 05:26

Również dobrze mi się to czytało i patrzyło na świeżo na Kirgistan. Gwoli wyjaśnienia: Kara Say jest kilkadziesiąt kilometrów na południe od miejsca, w którym skręciłeś do Kumtoru. Khan Tengri nie widać z żadnej drogi ;(

Tank 29.12.2017 06:38

Piekna relacja z pieknej podrozy. U mnie przywolala wspomnienia i nostalgię.

Wysłane przy użyciu Tapatanka

zbyszek 29.12.2017 09:19

Dzięki Sneer.

madafakinges 29.12.2017 10:19

Dziękuje.

pantufl 29.12.2017 10:29

" Lubię z Wami podróżować". Dzięki :Thumbs_Up:

fiecia 29.12.2017 10:42

Fantastyczna relacja, podróż, zdjęcia, wszystko!

Wegrzyn 29.12.2017 13:00

Dziękuję za relację i na zwrócenie uwagi na to, co tak bardzo jest ważne w naszym życiu.

zz44 29.12.2017 16:54

Również dziękuję.
Za relację i za to kim jesteś.

Geolog 29.12.2017 18:07

Dzięki serdeczne za super relację i miejsca do których muszę kiedyś pojechać.

Wilk96 29.12.2017 20:03

Dziękuje za relacje, będzie mi brakowało kolejnych odcinków ��

bukowski 30.12.2017 00:33

Cytat:

Napisał Wilk96 (Post 563474)
Dziękuje za relacje, będzie mi brakowało kolejnych odcinków ��

Dziękuję wam za dobre słowo, doping i uwazne czytanie.
I fajnie, że przesłanie jakoś tam dotarło: że czasem podróż jest właśnie po to, żeby dotrzeć do siebie, dojrzeć to, co ważne i mieć czas i przestrzeń na to, żeby wszystko porządnie przemyśleć. Szczególnie, jesli okolicznosci przyrody sprzyjają. Dbajcie o ludzi, ktorych kochacie.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

yeuop 30.12.2017 07:44

Masz bardzo fajny - i przede wszystkim niewymuszony - styl pisania.
Podzieliles się czyms od siebie i jednocześnie nie chciales się sprzedać.
Wszystkiego dobrego!

bender42 30.12.2017 13:19

Codziennie czekałem na nowy odcinek. Piękna podróż.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:27.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.